Młode Kino: rozmowa z Mateuszem Głowackim

Rozmowa z Mateuszem Głowackim, laureatem głównej nagrody – im. Lucjana Bokińca w Konkursie Młodego Kina – za film „Kiedy ranne wstają zorze" na 37. Gdynia Film Festival

Publikacja: 26.05.2012 17:50

MateuszGłowacki

MateuszGłowacki

Foto: materiały prasowe

Skąd wziął się pomysł  na film „Kiedy ranne wstają zorze"?

Mateusz Głowacki:

Przeczytałem opowiadanie Marka Nowakowskiego pod takim tytułem, z tomu „Gdzie jest droga na walne?". Była tam niemal gotowa konstrukcja scenariusza. Oto wycieczka zakładowa jedzie autokarem do lasu, na grzyby. Jest dyrektor, któremu wszyscy się podlizują z wyjątkiem jednej postaci. Inżynier. To, do pewnego momentu, jedyna czysta postać, ale i on pod wpływem leśnej atmosfery zmienia swoje nastawienie. Przesłanie fabuły można by zamknąć przysłowiem: „Jeśli wejdziesz między wrony...".

Dlaczego reżyser urodzony w 82. roku sięga po tekst pokazujący lata 60., a nie opowiada o tym, co widzi wokół?

Opowiadam o tym, co widzę wokół. Akcja toczy się za komuny, ale współczesny widz  spokojnie może sobie przerzucić łuk z tamtego okresu do współczesności.

Czemu nie sięgnąłeś po tekst współczesny?

Tekst Nowakowskiego dawał większe możliwości przełożenia na język filmowy, niż większość tekstów tworzonych współcześnie. Często pisane są z punktu widzenia bohatera, który siedzi i myśli, albo idzie i myśli. To super książki, ale nie sposób ich sfilmować. Brakuje konstrukcji, które można przyłożyć na scenariusz.

Twórcy prezentowanego w konkursie głównym 37. Gdynia Film Festival pełnometrażowego obrazu „W sypialni", niewiele starsi od ciebie, podkreślali, że fabuły budowane linearnie są anachroniczne, nie do przyjęcia. Co o tym sądzisz?

Nie wszystkie wybitne filmy, które powstają  współcześnie mają zaburzoną konstrukcję. Fabularna konstrukcja nie jest też jedynym czynnikiem, który decyduje o jakości filmu.

Czy nie korciło cię, by zmienić  tytuł opowiadania na mniej określony, bardziej nośny?

Ten film i tak nie trafi do kinowej dystrybucji, więc widz nie będzie się musiał zastanawiać, co się za nim kryje i czy nie lepiej wybrać się np. na „Maskę 6"?

Dlaczego zdecydowałeś się zostać reżyserem?

Bo do końca nie wiedziałem, co mam w życiu robić, ale chciałem robić coś ciekawego.

Pamiętasz film, który jako pierwszy zrobił na tobie wielkie wrażenie?

Obejrzałem go w liceum. W TVP  Polonia, w cyklu „Małe formy wielkich mistrzów" pokazano film, chyba z 58 roku „Gdy spadają anioły" – ostatni, który Roman Polański zrealizował w łódzkiej Filmówce. Miałem wtedy 17 lat i z dnia na dzień postanowiłem, że też będę kręcił filmy.

Polański stał się  twoim mistrzem?

Nie używam tego terminu. Wolę określenie "bardzo lubię" albo „bardzo mi się podoba". Takich twórców jest wielu: Rosselini, De Sica, Pasolini, bracia Taviani ale też: Bresson, Tarkowski, Kawalerowicz, Wajda. Nie wszystkie ich filmy, ale wybrane tytuły zrobiły na mnie wielkie wrażenie. Jednak moim ulubionym reżyserem jest – od lat - Fellini.

Scena, którą ostatnio widziałeś, po której powiedziałeś sobie: „Szkoda, że nie ja to nakręciłem"...

Zobaczyłem ją na festiwalu w Gdyni, w filmie Leszka Dawida „Jesteś bogiem". Główny bohaterem, „Magik" pokazał faka do kamery przemysłowej.

Jak rozumiesz tytuł filmu, dzięki któremu zwyciężyłeś w Konkursie Młodego Kina?

To cytat z religijnej pieśni, którą napisał Franciszek Karpiński, a którą podśpiewuje sobie jeden z głównych bohaterów.

Jakimi wcześniejszymi swoimi pracami chciałbyś się pochwalić?

Raczej poinformować, że przed „Kiedy ranne wstają zorze" miałem dwa udane, lub w miarę udane filmy. Pokazywany rok temu w Gdyni szkolny film „Ryszard" pokazuje alkoholika, prawie menela żyjącego na melinie, który wygrał w totolotka główną nagrodę i zmienił swoje życie na lepsze. Drugi to „Sonda o kobietach", półgodzinny dokument, który 8 marca w tym roku nadała TVP. 30 mężczyzn, 25-35-latków mówi o tym, jak podrywali swoje dziewczyny, jak z nimi żyli i jak rozstawali.

Dostałeś na 37. Gdynia Film Festival główną nagrodę w Konkursie Młodego Kina. Co będzie dalej?

Studiuję reżyserię na czwartym roku (Wydział Radia i Telewizji im. Krzysztofa Kieślowskiego Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach – przyp. red.) ważnym roku, bo wtedy kręci się ostatni film, najdłuższy (półgodzinny) i za największe pieniądze. Na piątym roku nic się nie robi czyli pisze pracę, więc można myśleć o pełnometrażowym debiucie, po drodze realizując na przykład projekt w ramach Programu „30 minut" w Studiu Munka.

Czy nagroda w Gdyni pomoże Ci zadebiutować?

Przynajmniej na polskim poletku może pomóc mi wybić się z anonimowości. Czy to się przełoży na szybszy debiut? Tego nie wiadomo.

Skąd wziął się pomysł  na film „Kiedy ranne wstają zorze"?

Mateusz Głowacki:

Pozostało 98% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu