Magic Mike Stevena Soderbergha na ekranach kin

„Magic Mike” Stevena Soderbergha to efektowny produkt hollywoodzki, ale pozbawiony głębszej refleksji - pisze Barbara Hollender

Publikacja: 12.07.2012 07:39

„Magic Mike” - opowieść o erotycznych tancerzach – od piątku w kinach

„Magic Mike” - opowieść o erotycznych tancerzach – od piątku w kinach

Foto: kino świat

Steven Soderbergh lubi sprawdzać się w różnych gatunkach. Tym razem proponuje widzom obyczajową opowieść o striptizerach. Szkoda tylko, że zapomina o niezależnym, artystycznym kinie, z którego wyszedł.

Zobacz galerię zdjęć

Tytułowy Magic Mike zarabia na życie, tańcząc i rozbierając się w lokalu, w którym kobiety  wsuwają mu banknoty za obcisłe majtki. Mike próbuje zostać współwłaścicielem klubu, ale ma i inne marzenia. Chce projektować designerskie meble.

Ten wątek jednak reżyserowi nie wystarcza. Mike wprowadza w zawód erotycznego tancerza 19-latka Aleksa. Jest też w filmie uczucie rodzące się między głównym bohaterem i siostrą Aleksa, są afery z narkotykami i długiem, który trzeba spłacić dilerowi.  Niestety, wszystko to tworzy mało przekonujący miszmasz.

Twórcy filmu epatują erotycznymi wygibasami Channinga Tatuma, aktora, który nigdy nie krył swojej przeszłości striptizera, a poza tym serwują widzom pozbawioną dramaturgii historyjkę, z której wynika niewiele więcej poza prostym morałem: jeśli sprzedasz choćby część swojej duszy, zaczynasz się staczać. Ale miłość pomoże ci wstać. To za mało i za banalnie jak na Soderbergha.

W wykorzystującym podobne motywy „Goło i wesoło" Petera Cattaneo bezrobotni brytyjscy hutnicy robili striptiz, bo nie mogli utrzymać rodzin. Irina Palm (wspaniała Marianne Faithfull) z filmu Sama Garbarskiego pracowała w seksklubie, żeby sfinansować operację wnuka. Ci bohaterowie, łamiąc normy obowiązujące w ich otoczeniu, poszerzali krąg własnej wolności.

Były też filmy gorzkie, o tym, że sprzedawanie siebie zapędza człowieka w ślepą uliczkę. W znakomitych, toczących się w latach 70. XX wieku „Boogie Nights" Paula T. Andersona, młody chłopak, niemal rówieśnik Aleksa, też zachłysnął  się życiem na luzie i pieniędzmi, jakie zarabiał, grając w filmach porno. Ale Anderson pokazywał cenę, jaką przyszło mu za to zapłacić. „Magic Mike" pozbawiony jest cienia refleksji.

Młokos ze Złotą Palmą

Co zatem stało się z kinem Stevena Soderbergha – reżysera, który w ostatnim ćwierćwieczu dołączył do czołówki hollywoodzkich artystów? Jego kariera eksplodowała w ciągu kilku majowych dni 1989 roku. 26-letni, wychowany w Luizjanie i nikomu nieznany debiutant zdobył wówczas canneńską Złotą Palmę za poruszający film o współczesnej seksualności i moralności „Seks, kłamstwa i kasety wideo".

Potem jednak przyszły lata chude. Filmy „Kafka", „Król wzgórza", „Underneath", „Schizopolis" miały dobre recenzje krytyków, ale w kinach przechodziły bez echa. A Soderbergh nie chciał być reżyserem niszowym. W jednym z wywiadów wyznał: – Spędzałem rok na pracy, która była nikomu niepotrzebna. W połowie lat 90. pomyślałem: Jeśli czegoś nie zmienisz, do końca życia będziesz chodził po marginesie.

Zaczął szukać tematów, które mogłyby zainteresować szerszą widownię. „Co z oczu, to z serca", „Angol" trafiły na listy przebojów kasowych, zapewniając ich reżyserowi pozycję w świecie komercyjnego kina. A Soderbergh potrafił ją wykorzystać. Nie poddał się prawom Hollywoodu, starał się zachować ambicje intelektualne i oryginalność myślową.

Jego kolejne obrazy – dramaty społeczne „Erin Brockovich" i „Traffic" – krytyka ochrzciła mianem „komentarza do amerykańskiej demokracji".

Nie dał się też Steven Soderbergh zamknąć w klatce żadnego gatunku. – Lubię nowe doświadczenia – powiedział mi kiedyś w wywiadzie. – Zdarza się też, że muszę jakiś temat odreagować.

Artysta komercyjny

Po znakomitym, oscarowym „Trafficu" z trzema historiami ludzi zamieszanych w wojny narkotykowe szukał scenariusza lżejszego, stąd wziął się „Ocean's 11. Ryzykowna gra". Potem dwukrotnie wracał do tamtego bohatera: gangstera z Las Vegas. Ale gdy zabawił się kinem popularnym, tęsknił za czymś ambitnym.

Zrealizował skromny dramat „Full Frontal. Wszystko na wierzchu", ekranizację „Solaris" Stanisława Lema, toczącego się w powojennym Berlinie „Dobrego Niemca" czy opowieść o Guevarze „Che". – Myślę, że wszystkie te filmy łączą wyraziści bohaterowie, stawiający czoła światu – mówił.

Soderbergh ma mocną pozycję w świecie komercyjnego kina, a jednocześnie uchodzi za twórcę ambitnego i nieszablonowego. Pracują z nim największe gwiazdy: George Clooney, Brad Pitt, Andy Garcia, Julia Roberts, Matt Damon. Jego siłą jest to, że potrafi łączyć sprawne opowiadanie i konstruowanie historii z celnymi, niestereotypowymi obserwacjami społecznymi.

Niestety, ostatnie filmy reżysera – „Contagion – Epidemia strachu", „Ścigana" i wreszcie „Magic Mike"  – to efektowne obrazy, ale trudno doszukać się oryginalnej myśli czy artystycznego ryzyka. Pozostaje czekać, aż w Soderberghu znów odezwie się 26-latek, który przed laty przyjechał do Cannes pełen marzeń i ambicji.

Steven Soderbergh lubi sprawdzać się w różnych gatunkach. Tym razem proponuje widzom obyczajową opowieść o striptizerach. Szkoda tylko, że zapomina o niezależnym, artystycznym kinie, z którego wyszedł.

Zobacz galerię zdjęć

Pozostało 96% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu