Filmy o końcu świata

Apokaliptyczne wizje stają się dla filmowców pretekstem do kameralnych opowieści o najprostszych uczuciach – pisze Barbara Hollender

Aktualizacja: 13.07.2012 19:06 Publikacja: 13.07.2012 18:39

"Ostatnia miłość na ziemi" Davida McKenziego

"Ostatnia miłość na ziemi" Davida McKenziego

Foto: Gutek Film

Zagłada ludzkości, najazdy obcych i potworne kataklizmy - to tematy często powracające w kinie, głównie przygodowym, science fiction i katastroficznym. Widzowie oglądali asteroidy, które miały uderzyć w naszą planetę i epidemie zagrażające życiu na Ziemi. A w finale oddychali z ulgą, bo zawsze znajdował się dzielny bohater, który ludzkość zbawiał.

Zobacz galerię zdjęć

Dzisiaj apokaliptyczne filmy nie niosą nadziei. Wszystkie kończą się wyczernieniem albo całkowitym rozjaśnieniem ekranu. Świat przestaje istnieć. Nie ma ratunku.

Opowieści kameralne

W „Melancholii" Larsa von Triera, w "4.44. Ostatnim dniu na ziemi" Abla Ferrary, w „Ostatniej miłości na ziemi" Davida McKenziego czy wreszcie we wchodzącym właśnie na ekrany „Przyjacielu do końca świata" Lorene Scafarii nie oglądamy centrów dowodzenia w Białym Domu, komandosów z karabinami, statków wysyłanych w przestrzeń kosmiczną. To bardzo kameralne filmy. Ich akcja toczy się wśród zwykłych ludzi, którzy wiedzą, że mają przed sobą ostatnie dni albo nawet godziny życia.

U Abla Ferrary koniec świata ma nastąpić o godzinie 4.44 z powodu wielkiej dziury ozonowej. Kamera towarzyszy aktorowi i młodej malarce, którzy czekają na apokalipsę w pracowni na Manhattanie.

Akcja filmu Larsa von Triera toczy się w starej, pięknej rezydencji, gdzieś w Skandynawii. W stronę kuli ziemskiej nieuchronnie zbliża się obca planeta o nazwie Melancholia. Od pierwszych sekund wiemy, że los ludzi jest przesądzony, możemy tylko obserwować ostatnie dni dwóch sióstr. Jedna ma męża i małe dziecko, drugą - choć dopiero co wyszła za mąż - oddziela od świata głęboka depresja.

W obrazie McKenziego ludzie zostają zaatakowani przez tajemniczą epidemię. Tracą kolejno wszystkie zmysły - węch, smak, słuch, wzrok. Bohaterowie, którzy spotykają się na tej samej ulicy, są okaleczeni i nieufni. Dziewczyna, specjalistka od epidemiologii, została porzucona przez partnera. Mężczyzna, kucharz, jest typowym współczesnym singlem, który boi się stałych związków.

I wreszcie najświeższy film Scafarii. Znów asteroida. I znów dwoje ludzi - opuszczony przez żonę facet i jego młoda sąsiadka, rozchwiana emocjonalnie dziewczyna, żyjąca sama, z dala od rodziny.

Wszyscy ci ludzie są bardzo zwyczajni. Ani silni, ani dzielni. Nic od nich nie zależy, nikt nie oczekuje od nich bohaterstwa. Pozostaje tylko jedno pytanie: jak mają przeżyć ostatnie dni i godziny, które im pozostały?

Szukanie drugiego człowieka

Reżyserzy nowego nurtu filmów o końcu świata pokazują ludzi w sytuacji ostatecznej. To, co dotychczas było ważne, przestaje mieć znaczenie. W „Przyjacielu do końca świata" szef wielkiej korporacji patrzy na przetrzebiony w przeddzień zagłady zarząd. - Kto chciałby zostać dyrektorem finansowym? - pyta bezradnie, ale nikt chętny się nie zgłasza. Niektórzy bawią się do upadłego, palą haszysz, wierność też przestaje się liczyć, puszczają hamulce. Co za różnica, że stateczna pani domu prześpi się z przyjacielem męża, skoro za chwilę i tak nikogo nie będzie.

W „4.44..." z ekranów telewizorów przemawia dalajlama, a papież udziela błogosławieństwa. Ale religia nie niesie niedowiarkom ukojenia. Wolą zamówić chińskie danie i chłopcu, który je przyniósł, podać banknot o wysokim nominale, mówiąc: reszty nie trzeba. Tylko po co mu właściwie teraz sowity napiwek? Można jeszcze, jak bohaterowie „Ostatniej miłości na ziemi", udawać, że nic się nie dzieje. Próbować żyć normalnie.

Tylko jak długo?

I nagle okazuje się, że ważne są tylko uczucia, o jakich w codziennym pędzie zapominamy. Ideologie, bogactwo, sztucznie kreowane wartości - nic się nie sprawdza. Kiedy nie ma jutra, jedynym remedium dla człowieka staje się drugi człowiek. Bohaterowie filmu McKenziego im bardziej zbliżają się do nicości, tym bardziej potrzebują siebie nawzajem.

Czekanie na katastrofę to pierwsze chwile, w których przestaną być samotne kobiety z „Melancholii". Siostry biorą się za ręce, tulą do siebie dziecko. Dziewczyna z „Przyjaciela do końca świata" będzie marzyć o tym, by po raz ostatni zobaczyć rodzinę, a najważniejsza stanie się dla niej nowa miłość, która nagle się narodzi.

W dzisiejszym świecie coraz trudniej nam uwierzyć w proste słowa i proste uczucia. Miłość, bliskość, czułość są niemodne i wstydliwie przebrzmiałe. Wypowiadane na ekranie słowa „kocham cię" sprawiają wrażenie kiczu lub budzą śmiech. Poza komediami romantycznymi padają zresztą rzadko. W filmach o końcu świata nikt się ich nie boi. Jakby nadchodzący Armagedon usprawiedliwiał momenty słabości.

Co ciekawe, na takie chwile pozwalają sobie nawet reżyserzy, którzy przyzwyczaili nas do szorstkości i cynizmu. Amerykański skandalista Abel Ferrara dotąd zwykle wolał szokować i prowokować, niż pokazywać ludzi spragnionych czyjejś obecności. Brytyjczyk David McKenzie nie należał do piewców emocjonalnych zrywów. Jego bohaterowie próbowali pokonać poczucie alienacji poprzez dziki i agresywny seks. Ich delikatne uczucia skazane były na klęskę.

Od romansidła do dzieła sztuki

Koniec świata powraca na ekran w różnych wydaniach. „Przyjaciel do końca świata" jest komedią romantyczną. Dużo tu zabawnych sytuacji, choć im bliżej końca, tym bardziej akcja rozpływa się w tanim sentymentalizmie. Abel Ferrara ma ambicje powiedzenia czegoś ważnego o współczesnym świecie i jego tęsknotach.

Historię upadku cywilizacji według Davida McKenziego można też interpretować jako alegorię losu człowieka, który nieuchronnie zmierza ku śmierci, tracąc powoli kontrolę nad własnym ciałem. Lars von Trier zaproponował dzieło wielowarstwowe, także własną, bolesną spowiedź. Przejmujący obraz depresji, z którą sam zmaga się od lat. Gdy obca planeta zbliża się do Ziemi, Claire, matka małego chłopczyka, płacze w bezsilnej rozpaczy. Jej siostra Justine, dotknięta ciężką psychiczną niemocą, robi się coraz spokojniejsza. Ona jedna się nie boi, bo śmierć niesie jej ukojenie. Choć przecież naprawdę ten spokój jest jej przegraną.

Ale nad wszystkimi tymi filmami unoszą się te same pytania: Jak ty rozliczyłbyś się z własnym życiem, gdyby jutro przyszedł koniec świata? Miałbyś czego żałować? Czekałbyś spokojnie? I komu powiedziałbyś: "kocham cię"?

Zagłada ludzkości, najazdy obcych i potworne kataklizmy - to tematy często powracające w kinie, głównie przygodowym, science fiction i katastroficznym. Widzowie oglądali asteroidy, które miały uderzyć w naszą planetę i epidemie zagrażające życiu na Ziemi. A w finale oddychali z ulgą, bo zawsze znajdował się dzielny bohater, który ludzkość zbawiał.

Zobacz galerię zdjęć

Pozostało 94% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu