W 2006 roku Filip Marczewski dostał studencką nominację do Oscara za etiudę „Melodramat". Opowiedział wówczas o fascynacji 14-letniego chłopca starszą siostrą. Teraz podjął ten sam temat w pierwszej fabule. Ale jego bohater jest bardziej dojrzały, więc „Bez wstydu" nie jest opowieścią o młodzieńczym zauroczeniu. Marczewski wszedł w sfery, o których zwykle nie mówi się głośno. Zrobił łamiący stereotypy film o zakazanej namiętności.
Między Tadkiem i jego siostrą Anką jest erotyczne napięcie i niebywała chemia. Chłopak nie ukrywa swojej fascynacji dziewczyną. Patrzy na nią wzrokiem zakochanego mężczyzny, jest zazdrosny o jej faceta. Ona broni się przed tym trudnym uczuciem. Wiemy, że kiedyś stało się już między nimi coś, co stać się nie powinno. Może właśnie dlatego Anka wcześnie uciekła z domu. Ale przecież oboje tak samo łakną uczucia, tak samo się nawzajem przyciągają.
Marczewski potrafi obserwować tłumione namiętności. Robi film dynamiczny, a jednocześnie zwraca uwagę na drobne gesty, spojrzenia, nastroje. I nie ocenia. Nie potępia. Nie broni. Trochę tak, jakby chciał nas uczyć tolerancji i empatii. Jego bohaterowie zagubili się w życiu. Anka ma niezapłacone rachunki za prąd i marzenia, które nigdy się nie spełnią. Wychowany przez ciotkę Tadek nie jest w stanie zdać matury. Oboje – choć sprawiają wrażenie silnych – są nieporadni i samotni w przedzieraniu się przez rzeczywistość. Również dlatego tak bardzo się potrzebują. Są dla siebie opoką. Może ta miłość, zła i nieakceptowana społecznie, jest jedyną czystą rzeczą, jaka im się dotąd przydarzyła.
Filip Marczewski nie izoluje bohaterów od świata. Kobieta ma narzeczonego – przywódcę małomiasteczkowych neonazistów. W chłopaku zakochuje się Cyganka. Te dwa wątki za bardzo odciągają uwagę od głównej pary. Ale relacja siostry i brata jest fascynująca, hipnotyzująco zagrana przez Agnieszkę Grochowską i Mateusza Kościukiewicza. Także dzięki nim po wyjściu z kina trzeba zadać sobie pytanie o własną tolerancję: „Czy nie oceniam ludzi, sytuacji, zdarzeń zbyt powierzchownie?".
„Chcę stać po stronie ludzi przegranych" – mówi reżyser Filip Marczewski. Piękna deklaracja. Z zainteresowaniem będę czekać na jego następne filmy.