Gdy ktoś nie jest w stanie oddać pożyczonych pieniędzy, ulega „wypadkowi" – traci życie, ręce, nogi, a odszkodowanie z ubezpieczenia idzie na zwrot długu. Bohater filmu nie ma sumienia. A jednak się okazuje, że ta ludzka bestia nie jest utkana z samego zła. Że wszystko poświęci dla matki, która zostawiła go w dzieciństwie, a nagle znów się w jego życiu zjawia. „Pieta" jest obrazem przewrotnym, z niespodzianką, ale jej sens pozostaje jednoznaczny – to opowieść o tym, jak ważna jest miłość matki.
W poszukiwaniach wartości, na jakich można oprzeć życie, coraz częściej twórcy zwracają się ku wierze. Starzejąca się kobieta z uhonorowanego Nagrodą Specjalną Jury „Raju: Wiary" Ulricha Seidla próbuje znaleźć oparcie w Bogu. Jest przeraźliwą dewotką, chodzi od drzwi do drzwi, żeby nawracać ludzi, namawiać ich do czynienia dobra. Jednocześnie we własnym domu pomiata mężem, muzułmaninem przykutym do inwalidzkiego wózka. A gdy ten w desperackim odruchu chce ją zgwałcić, kobieta po brutalnej walce buntuje się przeciwko Chrystusowi. „Za co mi to robisz?" – pyta z płaczem. Krzyczy: „Nienawidzę cię". Czym jest dla niej wiara?
Cena ułudy
O potrzebie wiary opowiada też „Mistrz" nagrodzonego za reżyserię Paula Thomasa Andersona. Tytułowy bohater, wzorowany na L. Ronie Hubbarcie, założycielu sekty scjentologicznej, wciąga ludzi w swoją orbitę, oferując im ułudę poczucia bezpieczeństwa. Świadomość, że ktoś ich poprowadzi przez życie, weźmie za nich odpowiedzialność. Anderson zrobił film o „uwodzeniu". Mistrz chce zjednać dla siebie weterana wojennego, faceta przetrąconego, agresywnego, niemogącego sobie znaleźć miejsca w świecie. Obserwujemy grę, jaka toczy się między tymi dwoma mężczyznami, rzeczywiście świetnie zagranymi przez laureatów nagrody aktorskiej – Philipa Seymoura Hoffmana i Joaquina Phoeniksa. Ale dowcipny, chwilami nawet pełen wdzięku guru tak naprawdę niewiele ma do zaoferowania. Dlaczego idą za nim tłumy? Inną funkcję pełnią wiara i tradycja w izraelskim obrazie „Wypełnić pustkę". Rama Burshtein w fascynujący sposób pokazała zamknięte środowisko ortodoksyjnych Żydów z Tel Awiwu. Matka młodej bohaterki uważa, że córka (za tę rolę nagrodę aktorską dostała Hadas Yaron) powinna związać się z mężem zmarłej siostry i wychowywać osieroconego siostrzeńca. Dziewczyna miota się między własnymi pragnieniami i posłuszeństwem wobec rodziny. Ale nie buntuje się, jest pogodzona z losem, gotowa przyjąć na siebie obowiązki, jakie życie składa na jej barki. W tym filmie w ogóle nikt się przeciwko niczemu nie buntuje. Każdy ma swoje miejsce, a nad wszystkim czuwa wyrozumiały rabin. To dziwny świat jak na XXI wiek, ale przecież w jego porządku i spokoju jest coś niepokojąco wciągającego.
Pomimo drastycznych scen zabijania zwierząt czy realistycznie pokazanego porodu, spokój i łagodność biją też z filmu Brillante'a Mendozy. Reżyser, który przyzwyczaił nas do potwornego okrucieństwa, w „Łonie" zadziwia opowieścią o wierności tradycji. W urzekających krajobrazach południowych Filipin, w wiosce na wodzie, rozgrywa się dramat kobiety, która nie mogąc urodzić mężowi dziecka, szuka dla niego innej, młodszej żony, a nawet zbiera pieniądze na jej „kupno". Ale gdy dziewczyna urodzi syna, stara żona musi z domu zniknąć.
Za czym tęskni człowiek
Mendoza zrobił film o bezgranicznej miłości. Terrence Malick w „To the Wonder" opowiedział o jej meandrach. Czy wielkie uczucie gwarantuje wieczne szczęście? Nie. Ale przybliża nas do innych ludzi, pomaga żyć.
Tęsknota za wiarą, miłością, spokojem przewijała się przez wiele weneckich obrazów, które pokazano w tym roku. Filmowcy pod różnymi szerokościami geograficznymi coraz częściej szukają remedium na społeczne traumy, rozluźniające się więzi, zwątpienie i samotność ludzi. Wiara, religia, miłość dają w kryzysowych czasach choćby ułudę nadziei.