Twórcy programu wjeżdżają z kamerą do pozornie spokojnych, beztroskich miasteczek i sielskich, słonecznych przedmieść, aby odkryć w nich zbrodnie popełniane na bliskich osobach, członkach rodziny, przyjaciołach czy sąsiadach. Morderstwa ukazane w serialu są niezwykle okrutne, policja znajduje zmasakrowane zwłoki, na ciałach ofiar oprócz śmiertelnych ran, odkrywa często ślady gwałtu i tortur.
Śledczy bywają bezradni, gdyż wielu zabitych nie miało wrogów, byli lubiani i szanowani, dlatego detektywom trudno jest wpaść na trop zbrodniarza, jeśli nie zostawił on na miejscu zbrodni obciążających siebie dowodów. Tak było w odcinku, gdzie zrelacjonowano morderstwo na młodej matce. Została zasztyletowana w swoim domu. Policja nie znalazła jednak śladów włamania, odcisków palców, ani nikogo kto mógłby mieć motyw, aby dokonać zabójstwa . Gdy zginęły jeszcze dwie osoby we wstrząśniętym bestialskim czynem miasteczku rozpętała się panika. Ludzie przerazili się, że ktoś z mieszkańców może być seryjnym mordercą, każdy był podejrzany, rozpętała się atmosfera nieufności i oskarżeń. Natomiast w innej części programu dochodzenie, które utknęło w miejscu ruszyło z pełną parą, dzięki nieoczekiwanemu dowodowi. Na sprawcę morderstwa na studencie wskazała znaleziona na miejscu zbrodni guma do żucia.
Czasem zbrodniarze nie trafiają szybko za kratki. W jednym z odcinków udowodnienie winy mordercy młodej kobiety zajęło funkcjonariuszom kilka lat. Policja miała wytypowanego podejrzanego, ale zbieranie dowodów było trudne i mozolne.
W najbliższych częściach „Zbrodni w sąsiedztwie", m.in. relacja z rzezi w Teksasie. W domu znaleziono zwłoki czterech osób, a śledztwo ratuje nieoczekiwane pojawienie się świadka morderstwa. W kolejnych programach także sprawa spalonego i porzuconego na śmietniku ciała.