Zobaczyć nieistniejące

Po śmierci mitu, dewaluacji eposu i marginalizacji baśni literatura fantasy w XX w. zyskała zdumiewającą popularność wśród spragnionych klasycznych opowieści czytelników.

Aktualizacja: 30.05.2013 13:14 Publikacja: 30.05.2013 08:47

„Opowieści z Narnii: Książę Kaspian”: 30.05, czwartek, TVP 1, godz. 20.25

„Opowieści z Narnii: Książę Kaspian”: 30.05, czwartek, TVP 1, godz. 20.25

Foto: TVP

Tekst z tygodnika "Uważam Rze"

Po śmierci mitu, dewaluacji eposu i marginalizacji baśni literatura fantasy w XX w. zyskała zdumiewającą popularność wśród spragnionych klasycznych opowieści czytelników. Fantasy jednak to przede wszystkim domena zwizualizowanej wyobraźni. Dlatego powieści i opowiadania pozostały azylem dla pięknoduchych wyznawców, zbiorowość entuzjastów zaś uległa fascynacji filmem spod znaku magii i miecza, najczęściej inspirowanym pierwowzorem literackim. Zmysłami zawładnęły ekranizacje fantasy.

Jako że granice gatunku wyznacza raczej konfiguracja charakterystycznych elementów niż precyzyjna i ujednoznaczniająca definicja, do filmów fantasy krytycy i historycy kina gotowi byli zaliczać niemal każdy obraz, który przedstawiał świat fantastyczny (lub zawierający w sobie aspekty nadprzyrodzone), a przy tym niezdominowany przez imaginacje technologiczne – bo to już uniwersum science fiction, i niezdeterminowany przez poczucie grozy, w tym przypadku bowiem wkraczamy już na włości horroru.

Najlepiej realizowały ten wzorzec dzieła filmowe usytuowane w rzeczywistości imitującej czasy archaiczne lub średniowiecze, a niekiedy wprost odwołujące się do wybranych tradycji mitologicznych, nic więc dziwnego, że doszukiwano się początków nurtu jeszcze w kinematografii lat 20. i 30., a zatem na przykład w „Nibelungach" Fritza Langa, „Złodzieju z Bagdadu" Douglasa Fairbanksa czy widowiskach z kręgu „Zaginionego świata". A później gatunek rozwidlał się na podobieństwo prastarego drzewa.

Tropem konwencji

Droga przez filmowe poetyki fantasy musiałaby obejmować kolejne dekady, co przerasta i zadania, i objętość tego tekstu. Wskażmy więc jedynie słupy milowe, by przybliżyć genezę ekranizacji nam współczesnych.

Ważną rolę odegrało zatem odgałęzienie, które przeszło do historii pod nazwą „sword and sandal". Był to wielki włoski wkład w rozwój fantasy. Reprezentujące ten kierunek filmy w najlepszym razie drugiej kategorii artystycznej, kręcone w latach 60., bazowały na bardzo uproszczonym, stereotypowym wręcz zapożyczeniu z krajobrazu biblijnego i homeryckiego. Fabuła sprowadzała się do walki szlachetnych, ale słabszych przeciw nikczemnym silniejszym. Najważniejsze jednak było to, co stanowiło pożywkę dla oka: atletyczni herosi w skromnym odzieniu, piękne kobiety ubrane nieco dokładniej, ale i tak eksponujące swoje ciała, imponujące plenery, majestatyczne budowle i monumentalne sekwencje batalistyczne. Czyli „to, co tygrysy lubią najbardziej".

Spadkobiercą tej szkoły stały się filmy z godłem fantasy heroicznej, które wdarły się na ekrany w latach 80. Symbolem tego nurtu stał się cykl o Conanie Barbarzyńcy, nawiązujący mniej lub bardziej swobodnie do prozy Roberta E. Howarda i jego następców. Zauroczenie fizycznością pozostało, znacznie silniej zaakcentowana została natomiast postać samego bohatera, silnego ciałem i duchem indywidualisty wiernego przede wszystkim sobie. Zyskała na spójności wewnętrzna logika opowieści: rzeczywistość przedstawiona, odległa od znanego nam racjonalnego porządku, była jednak konsekwentnie ukształtowaną całością, której prawom i przyczynowości podlegali wszyscy jej mieszkańcy.

Równocześnie wzrastało zainteresowanie historią mityczną i wymiarami alternatywnymi. Władali tymi ziemiami król Artur i baron Munchausen, bohaterowie bardziej ludzcy, niedoskonali, niemal realni, jak niemal realne było rozbudowane i wielopłaszczyznowe tło ich przygód. Oto dotknięcie realizmu magicznego: świat tak podobny do naszego świata, przesiąknięty jedynie utraconą przez nas duchowością, której nadano tu kształt fantastyczny.

Czas chwały

Przełom o cyklopowej skali nadszedł już w XXI w. wraz z pokoleniem twórców odważniejszych niż Conan. W 2001 r. nowozelandczyk Peter Jackson poraził widownię pierwszą częścią ekranizacji „Władcy Pierścieni". Mimo licznych zastrzeżeń i krytycznych opinii było to dzieło w pełni satysfakcjonujące. Przeniesienie na ekran ewangelicznej z istoty, quasi-mitologicznej epopei dopełniającej legendarną przeszłość europejskiej Północy zachowało najważniejsze atuty powieści: lokalność ustąpiła miejsca globalności, kartograficzna fabuła współgrała z kosmogonicznym dopełnieniem czasu i przestrzeni, podmiotowość niepowtarzalnych gospodarzy tego świata wpleciona została w celowy i totalny sens dziejów. Obiektyw kamery okradł nas z części marzeń, co w filmowej materializacji fabuły nieuniknione, ale też uwypuklił rozmach opowieści.

Potem już wszystko w głównym nurcie filmu fantasy było z Jacksona, jak w literaturze gatunku – z Tolkiena. „Ziemiomorze" na podstawie utworów Ursuli le Guin, adaptacje pomniejszych sag, również w postaci seriali, a także nieco swobodniejsze wizualizacje kinowe Lewisowskiego uniwersum Narnii. To pozornie zupełnie inna narracja o spotkaniu dwóch rzeczywistości. Ale jak Lewis był uczniem Tolkiena w czasach Inklingów (to jednak osobna historia), tak grzywa Aslana faluje na podobieństwo brody Gandalfa, konie w galopie unoszą grunt pod kopytami, zła królowa promienieje aurą Galadrieli, a dzieci, które dźwigają brzemię misji, wzruszają niewinnością Hobbitów. Wszystko zaś spowija dzika, piękna, wieczna natura, silniejsza nawet niż błysk na klindze miecza. Takie jest współczesne kino fantasy.

Tekst z tygodnika "Uważam Rze"

Po śmierci mitu, dewaluacji eposu i marginalizacji baśni literatura fantasy w XX w. zyskała zdumiewającą popularność wśród spragnionych klasycznych opowieści czytelników. Fantasy jednak to przede wszystkim domena zwizualizowanej wyobraźni. Dlatego powieści i opowiadania pozostały azylem dla pięknoduchych wyznawców, zbiorowość entuzjastów zaś uległa fascynacji filmem spod znaku magii i miecza, najczęściej inspirowanym pierwowzorem literackim. Zmysłami zawładnęły ekranizacje fantasy.

Jako że granice gatunku wyznacza raczej konfiguracja charakterystycznych elementów niż precyzyjna i ujednoznaczniająca definicja, do filmów fantasy krytycy i historycy kina gotowi byli zaliczać niemal każdy obraz, który przedstawiał świat fantastyczny (lub zawierający w sobie aspekty nadprzyrodzone), a przy tym niezdominowany przez imaginacje technologiczne – bo to już uniwersum science fiction, i niezdeterminowany przez poczucie grozy, w tym przypadku bowiem wkraczamy już na włości horroru.

Najlepiej realizowały ten wzorzec dzieła filmowe usytuowane w rzeczywistości imitującej czasy archaiczne lub średniowiecze, a niekiedy wprost odwołujące się do wybranych tradycji mitologicznych, nic więc dziwnego, że doszukiwano się początków nurtu jeszcze w kinematografii lat 20. i 30., a zatem na przykład w „Nibelungach" Fritza Langa, „Złodzieju z Bagdadu" Douglasa Fairbanksa czy widowiskach z kręgu „Zaginionego świata". A później gatunek rozwidlał się na podobieństwo prastarego drzewa.

Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
Harry Potter: The Exhibition – wystawa dla miłośników kultowej serii filmów