To filmy różnorodne, bo i przede wszystkim różnorodność repertuarowa przyciąga, co roku do Torunia miłośników sztuki ruchomego obrazu. Dzięki wrażliwości twórców festiwalu, przede wszystkim jej głównej selektorki – Kafki Jaworskiej – uważny widz zetknie się z niezwykle rzadkimi, oryginalnymi, wyławianymi spośród setek propozycji zalewających corocznie filmowe festiwale i przeglądy propozycjami. Dziełami często niezauważonymi przez jurorów innych, światowych movie-eventów, lśniących jednak niepowtarzalnym kinematograficznym blaskiem.
I tak w konkursie „On Air" – prezentującym filmy tyleż ciekawe, co raczej nieuwzględniane przez dystrybutorów – udało mi się zobaczyć znakomity, włoski film Salvo, w reżyserii Fabio Grassadoni i Antonio Piazzy. Obraz wyświetlany na festiwalu w Cannes, w 2013 r., gdzie został zauważony przez krytykę, ale nie zdobył żadnych znaczących nagród, okazuje się prawdziwą, filmową rewelacją, hołdem złożonym kinu sprzed lat, przy tym ukazującym trwałość i atrakcyjność nowatorskich, audiowizualnych rozwiązań. Jest to ni mniej ni więcej jak realistyczny remake klasycznego Samuraja Jean-Piere'e Melville'a, z 1967 r., tyle tylko że utrzymana w realistycznej scenerii rozpalonej słońcem Sycylii, na której swoje krwawe „nieszpory" odprawiają bezwzględni mafiozi. Historia beznamiętnego hitmana, u którego kontakt z kobietą (zwykle niedoszłą ofiarą) budzi skrywane dotąd pokłady człowieczeństwa, raz po raz powraca w kinie, stanowiąc żelazny kanon światowego kina akcji. Kierowca i Johnny Przystojniak Waltera Hilla, Złodziej Michaela Manna, Killer Johna Woo, Leon-zawodowiec Luca Bessona, czy wreszcie Drive Nicholasa Windinga Refna – to właśnie pokłosie fascynacji filmowców sensacyjnym melodramatem Melville'a, który jako pierwszy, w wystylizowanych, pełnych piękna i przemocy obrazach, opowiedział historię o bezwzględności topniejącej pod wpływem niewinności. Przy okazji czyniąc z Alaina Delona „pierwszego zabójcę" kina francuskiego.
Salvo jest realistyczną wersją Samuraja. Jego głównym bohaterem jest enigmatyczny, małomówny killer, który ochrania starego, mafijnego bossa. Zabójcę go palestyński aktor Saleh Bakri swą charyzmą bijący na głowę wcześniejszych ekranowych killerów, znany w Polsce z występu w filmie Przyjeżdża orkiestra. Podczas mordowania innego mafiozo, bohater oszczędza jego niewidomą siostrę (piękna Sara Serraiocco), która pod wpływem emocjonalnego szoku z wolna odzyskuje wzrok. Killer więzi dziewczynę w opuszczonym magazynie gdzieś na przedmieściach, twierdząc, że ją zamordował. W efekcie zmuszony jest zmierzyć się ze swym chlebodawcą i jego ludźmi w walce o życie niedoszłej ofiary. Bez dwóch zdań Salvo, podobnie jak Melville'owskie arcydzieło, to reżyserski majstersztyk. Idąc tropem twórcy Samuraja reżyserzy filmu komponują w taki sposób swój film, że jest on opowiadany przede wszystkim poprzez obraz – od pierwszej, zapierającej dech sekwencji ukazującej „mokrą robotę" Salvo, po ostatnią, przejmującą scenę finałową, w sposób niezwykle oszczędny i pomysłowy zarazem ukazującą tragiczne rozwiązanie całej historii. Właśnie to, co zwraca największą uwagę w filmie, to wirtuozerskie wyczucie i wykorzystanie filmowej formy. Mamy tu np. użycie strategii „przestrzeni poza kadrem", stworzonej przez reżysera "Na wylot" Grzegorza Królikiewicza, wykorzystanej, zaskakująco, w scenach akcji (nie widzimy ich, są wyrzucone poza kadr, ale z odgłosów dochodzących do naszych uszu „budujemy" sobie wizualizację ekranowej przemocy).
Świetnie wykorzystano również w filmie dźwięk, nie tylko odgłosy, szmery, strzały itp., ale też muzykę. Motywem przewodnim filmu jest popularny we Włoszech hit Arrivera duetu Moda i Emma (wylansowany nota bene dzięki włoskiej edycji „Voice of Italy"), nucony obsesyjnie przez niewidomą bohaterkę filmu, ale niejako „wchodzący" w relację z tym, co dzieje się na ekranie (przypominając pamiętne piosenki Boba Dylana „grające" w arcydziele Peckinpaha Pat Garrett & Billy the Kid).