Terry Gilliam na Camerimage

Terry Gilliam ma w czwartek pojawić się na konferencji Monty Pythona w Londynie, ale weekend reżyser spędził w Bydgoszczy.

Aktualizacja: 20.11.2013 18:24 Publikacja: 20.11.2013 18:14

Terry Gilliam

Terry Gilliam

Foto: Fotorzepa, Roman Bosiacki RB Roman Bosiacki

— Jestem jak wampir — śmiał się Terry Gilliam podczas festiwalu Camerimage. — Przyjeżdżam na ten festiwal, żeby z młodej publiczności wysysać jej energię i zapał.

W ostatnich dniach świat showbiznesu zelektryzowała wiadomość, że członkowie Latającego Cyrku Monty Pythona znów razem wystąpią, najprawdopodobniej w teatrze. 74-letni John Cleese, 71-letni Terry Jones, 70-letni Eric Idle, 70-letni Michael Palin i oczywiście Terry Gilliam (73) mają zrealizować pierwszy poważny wspólny projekt od blisko 30 lat. Na scenie ostatni raz wystąpili razem gościnnie podczas festiwalu komedii w Aspen w 1998 roku. Nie było już wówczas z nimi szóstego członka grupy Grahama Chapmana, który - jak mówią - „egoistycznie umarł" w 1989 roku.

W kręgu absurdu

Brytyjska grupa Monty Python zawiązała się w 1969 roku. Powstało wówczas 45 odcinków telewizyjnego programu, złożonego z pełnych absurdalnego humoru skeczy, w których nie oszczędzali nikogo i niczego. Kpili ze skostniałych brytyjskich instytucji państwowych i społecznych, nawet z Kościoła i królowej. Terry Gilliam — jedyny w grupie Amerykanin — okraszał jeszcze ekran fantastycznymi animacjami.

— Kiedy w 1967 roku przyjechałem do Anglii, pierwszy raz spotkałem ludzi, którzy śmiali się z moich dowcipów — mówi "Rz" reżyser. — Amerykanie śmieją się tylko z innych, Anglicy potrafią z siebie. Mają zapisaną w genach autoironię. Może dlatego, że na początku poprzedniego wieku byli wielkim supermocarstwem, a w krótkim czasie ich imperium przestało istnieć. Jak można na to zareagować? Trzeba nabrać dystansu i nauczyć się z własnego losu żartować.

W kinie wielki sukces odniósł nakręcony w 1975 roku „Monty Python i Święty Graal". Potem było jeszcze kilka innych tytułów, jednak Pythonowcy szli już własnymi drogami. Palin robił dokumenty, Cleese poświęcił się aktorstwu, Gilliam stał się słynnym hollywoodzkim reżyserem. A Idle pytany czy grupa nakręci sequel „Świętego Graala" odpowiadał: „Jak tylko zmartwychwstanie Graham Chapman".

Jednak przyjaźń, wspólne wspomnienia i takie samo poczucie humoru zawsze przyciągało ich do siebie, więc co jakiś czas spotykają się. Od 2005 roku sukcesy na scenach świata odnosi musical „Spamalot" stworzony na podstawie filmu „Monty Python i święty Graal". Teraz znów postanowili ludzi rozśmieszać. I komentują to we właściwy tylko im sposób. „Jestem podekscytowany — mówił BBC Terry Jones. — Mam nadzieję, że zarobimy kupę kasy i spłacimy nasze kredyty".

Gejzer wyobraźni

Na zapowiadającej wspólne występy konferencji w Londynie dziś ma też pojawić się Terry Gilliam. Ale ostatni weekend i początek tygodnia reżyser spędził w Bydgoszczy. Pokazał tu „Zero Theorem" i, jak zawsze, podbił publiczność. Nie tylko filmem, także swoją bezpośredniością. Gilliam kocha spotykać się z ludźmi, rozmawiać. Zawsze otwarty i skory do żartów.

„Zero Theorem" znów jest eksplozją wyobraźni. Akcja toczy się w Londynie przyszłości, przeraźliwie zaśmieconym, pełnym superkolorowych świateł i migających, kiczowatych reklam. Grany przez Christophera Waltza geniusz komputerowy, w opuszczonym kościele, wśród monitorów, klawiatur, pracuje na zlecenie korporacji Mancom i tajemniczego Zarządzającego. Ma udowodnić tytułową teorię Zero. Jest nieustannie inwigilowany. A marzy o tym, żeby zerwać kontakt z orwellowskim światem, odizolować się, robić to, na co ma ochotę.

— Wierzy pan, że to dziś możliwe? — pytam Terry'ego Gilliama.

— Trzeba próbować — mówi. — Żeby wiedzieć, kim się jest. Współczesna technologia jest zaborcza, głęboko ingeruje w życie człowieka. Wystarczy usiąść przy komputerze, żeby zostać zahipnotyzowanym. Ja sam często zamiast pisać wchodzę w jakąś wirtualną rzeczywistość, której nie umiem się przeciwstawić. To szaleństwo. A czasem warto odciąć się od hałasu świata, który zalewa nas idiotycznymi propozycjami. Myśli pani, że się nie da? To proszę wsiąść do samochodu i jechać przed siebie. Człowiek i natura - to jest to. Nagle zaczyna działać wyobraźnia — Gilliam znów śmieje się widząc z jakim niedowierzaniem na niego patrzę.

Wychował się wśród łanów kukurydzy. Urodził się w 1940 roku w Minneapolis, chciał zostać misjonarzem, zaczął studiować nauki polityczne. Ale coraz częściej z biblioteki uciekał do kina. Jako 23-latek pojechał do Nowego Jorku i podjął pracę w wydawnictwie Kurzmana, gdzie współredagował satyryczny miesięcznik „Help".

Uważał, że „Ameryce brakuje przeszłości". Stąd jego wyjazd do Londynu, w którym mieszka już blisko 50 lat i uważa za dom. Choć często pracuje w Stanach, 7 lat temu zrzekł się obywatelska amerykańskiego, przyjmując brytyjskie. W kinie zadebiutował zrealizowanym wspólnie z Jonesem „Monty Pythonem i świętm Graalem" . Dziś ma na swoim koncie takie filmy jak m.in.: „Jabberwocky" „Bandyci czasu", „Brasil", „Przygody barona Munchhausena", „Fisher King", „12 małp", „Las Vegas Parano", „Nieustraszeni bracia Grimm", „Parnassus". Wszystkie one — i kostiumowe i współczesne — są tak samo zwariowane, pełne nieokiełznanych wizji i absurdalnego humoru. Nie bez powodu Gilliam uchodzi za jednego z największych wizjonerów kina.

Ale gdy pytam go czy wyobraźnia jest dla reżysera najważniejsza, przekornie odpowiada:

— Nie. Najważniejsza jest cierpliwość.

— Jestem jak wampir — śmiał się Terry Gilliam podczas festiwalu Camerimage. — Przyjeżdżam na ten festiwal, żeby z młodej publiczności wysysać jej energię i zapał.

W ostatnich dniach świat showbiznesu zelektryzowała wiadomość, że członkowie Latającego Cyrku Monty Pythona znów razem wystąpią, najprawdopodobniej w teatrze. 74-letni John Cleese, 71-letni Terry Jones, 70-letni Eric Idle, 70-letni Michael Palin i oczywiście Terry Gilliam (73) mają zrealizować pierwszy poważny wspólny projekt od blisko 30 lat. Na scenie ostatni raz wystąpili razem gościnnie podczas festiwalu komedii w Aspen w 1998 roku. Nie było już wówczas z nimi szóstego członka grupy Grahama Chapmana, który - jak mówią - „egoistycznie umarł" w 1989 roku.

Pozostało 86% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu