Czarna karta historii

Brutalna opowieść „Zniewolony. ?12 Years a Slave" to kolejny film, w którym Ameryka rozlicza się z niewolnictwem - pisze Barbara Hollender.

Aktualizacja: 27.01.2014 16:50 Publikacja: 27.01.2014 09:03

„Zniewolony. ?12 Years a Slave"

„Zniewolony. ?12 Years a Slave"

Foto: Monolith films

Steve McQueen potrafi pokazać na ekranie upokorzenie, bunt, samotność. Ale we wcześniejszych swych filmach – w „Głodzie" i „Wstydzie" – opowiadał o kondycji współczesnego człowieka i dzisiejszych społeczeństw. Teraz cofnął się do XIX wieku. Sięgnął po wydane w 1853 roku wspomnienia Solomona Northupa.

„Urodziłem się jako wolny człowiek. Mieszkałem z rodziną w Nowym Jorku. Jednego dnia zostałem oszukany. Porwany. Sprzedany jak niewolnik" – tak Northup zaczyna swoją opowieść. Na plantacjach Południa przeżył 12 lat. Pozbawiony dokumentów, traktowany jak zwierzę, nie był w stanie udowodnić, kim jest.

Dla handlarzy niewolników stał się towarem, dla ziemskich właścicieli – „czarnuchem", darmową siłą roboczą. Stracił wszystko, co miał – spokojną egzystencję, zawód, rodzinę, dzieci. Nie stracił tylko nadziei. Przez wszystkie te lata wierzył, że kiedyś swoje życie odzyska.

Steve McQueen nie unika drastyczności, pokazując życie niewolników. W pięknych pejzażach Południa, na tle niebieskiego nieba, rządcy plantacji uderzeniami bicza pospieszają ludzi skulonych nad białymi krzakami bawełny. Najdrobniejsza niesubordynacja może skończyć się chłostą albo makabrycznymi torturami. Młode niewolnice stają się nałożnicami białych plantatorów, a życie „czarnucha" jest warte tylko tyle, ile dało się za niego handlarzowi.

Od cierpienia fizycznego znacznie bardziej dotkliwe jest jednak upokorzenie psychiczne. Przekonanie, że wszystko jest naturalne, bo czarni to podgatunek, który na nic więcej nie zasługuje. Stary lokaj niewolnictwo uważa za normę, a bunt za niedopuszczalny eksces. Solomon Nothup, wykształcony muzyk, żeby przetrwać, musi udawać analfabetę.

„Zniewolony. 12 Years a Slave" to obraz brutalny. Brytyjczyk Steve McQueen jako dorosły człowiek dowiedział się, że sam jest potomkiem niewolników.

Spielberg i inni

W kinie wyraźnie odbija się czas prezydentury Baracka Obamy. Nieprzypadkowo właśnie teraz filmowcy zaczęli rozliczać się ze wstydliwą kartą amerykańskiej historii – niewolnictwem. Powstają filmy o walce o równe prawa dla wszystkich obywateli. To nie są pojedyncze obrazy dyżurnych afroamerykańskich reżyserów, jak Spike Lee czy John Singleton. W ostatnim roku na ekranach pojawiła się cała fala takich tytułów, zrealizowanych przez Stevena Spielberga, Quentina Tarantino, Lee Danielsa, a teraz przez Steve'a McQueena.

Spielberg już ponad 15 lat temu pokazał w „Amistad" tragedię Afrykanów porwanych w XIX wieku z Czarnego Lądu i przewożonych pod pokładem statku do Ameryki. W poprzednim sezonie nakręcił „Lincolna" – opowieść o prezydencie, który chce doprowadzić do uchwalenia przez Izbę Reprezentantów trzynastej poprawki i zniesienia niewolnictwa w całej Ameryce.

Oba te filmy są jednak dziełami człowieka, który nigdy nie zwątpił w siłę amerykańskiej demokracji. I przypomina, że wolność jest przywilejem każdego obywatela. Tak jak prawo zwyciężało w „Amistad", tak i w „Lincolnie", choć gorzkim i trudnym, na końcu dominuje patos i powiewają amerykańskie flagi.

Zniewoleni i upodleni

Inny ton przybrał Quentin Tarantino w „Django". Nie oszczędza scen chłost niewolników i rozrywania przez psy ani okrutnych walk przypominających zmagania gladiatorów. Ale jak zwykle mruga do widza i zmienia konwencję. Czarnoskóry zrobi z plantacji znaną z „Pulp Fiction" jesień średniowiecza.

Ciekawe jednak, że zarówno McQueen, jak i Tarantino  eksponują upodlenie psychiczne. Krwawe bruzdy na plecach to nic w porównaniu z przeświadczeniem, że taki jest naturalny porządek świata. Zarówno  w „Zniewolonym", jak i w „Django" znalazła się postać starego sługi, który nawet nie śmie marzyć o wolności.

Coś z tej atmosfery jest również w „Kamerdynerze" Lee Danielsa – opowieści o Afroamerykaninie, który został lokajem w Białym Domu. Eugene Allen, uciekinier z plantacji, pierwowzór filmowego bohatera, uważa, że jako kamerdyner kolejnych prezydentów USA osiągnął wielki życiowy sukces, traktuje swoją pracę jak misję.

Przejawem buntu bohatera „Kamerdynera" jest to, że w miarę upływu lat śmielej upomina się o równą płacę dla czarnych i białych pracowników Białego Domu.

Lee Daniels zderza jego postawę z buntem syna bohatera, który o prawa kolorowych mniejszości walczy czynnie. Najpierw przyłącza się do Martina Luthera Kinga, potem – coraz bardziej radykalny – do Czarnych Panter. Drogi do wolności bywają różne, ale ważne, by wstawać z kolan.

Ważny temat

Prezydentura Baracka Obamy to dla wielu Afroamerykanów okres, który każe im uwierzyć we własne możliwości. A dla innych sygnał, że czas rozliczyć się z niechlubną przeszłością.

– Od dawna chciałem zrobić film o niewolnictwie – mówił w wywiadach Steve McQueen. – Kiedy żona podsunęła mi książkę Solomona Northupa, od razu wiedziałem, że to gotowy scenariusz. Ta książka ma dla Ameryki takie znaczenie jak „Dziennik Anny Frank" dla Europy. Film o niewolnictwie to podstawa. Jak filmy o II wojnie światowej i Holokauście. Dlatego nie zmartwiłem się, kiedy doszła do mnie informacja, że Tarantino robi „Django". On sam też mi powiedział: „A dlaczego miałby być tylko jeden film o niewolnictwie?".

McQueen miał rację. Żyjemy w świecie, gdzie rasowe uprzedzenia wciąż nie są wyłącznie tematem z podręcznika historii. Jego film dostał teraz 9 nominacji do Oscara, w tym dla filmu, za reżyserię, scenariusz i dla trójki aktorów: Kenijki Lupity Nyong'o, Chiwetela Ejiofora i Michaela Fassbendera.

Ta liczba wyróżnień to nie tylko uznanie dla samego filmu. To również kolejny dowód, jak bardzo Ameryka czekała na uczciwe rozliczenie z czasem niewolnictwa.

Steve McQueen potrafi pokazać na ekranie upokorzenie, bunt, samotność. Ale we wcześniejszych swych filmach – w „Głodzie" i „Wstydzie" – opowiadał o kondycji współczesnego człowieka i dzisiejszych społeczeństw. Teraz cofnął się do XIX wieku. Sięgnął po wydane w 1853 roku wspomnienia Solomona Northupa.

„Urodziłem się jako wolny człowiek. Mieszkałem z rodziną w Nowym Jorku. Jednego dnia zostałem oszukany. Porwany. Sprzedany jak niewolnik" – tak Northup zaczyna swoją opowieść. Na plantacjach Południa przeżył 12 lat. Pozbawiony dokumentów, traktowany jak zwierzę, nie był w stanie udowodnić, kim jest.

Pozostało 90% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu