Steve McQueen potrafi pokazać na ekranie upokorzenie, bunt, samotność. Ale we wcześniejszych swych filmach – w „Głodzie" i „Wstydzie" – opowiadał o kondycji współczesnego człowieka i dzisiejszych społeczeństw. Teraz cofnął się do XIX wieku. Sięgnął po wydane w 1853 roku wspomnienia Solomona Northupa.
„Urodziłem się jako wolny człowiek. Mieszkałem z rodziną w Nowym Jorku. Jednego dnia zostałem oszukany. Porwany. Sprzedany jak niewolnik" – tak Northup zaczyna swoją opowieść. Na plantacjach Południa przeżył 12 lat. Pozbawiony dokumentów, traktowany jak zwierzę, nie był w stanie udowodnić, kim jest.
Dla handlarzy niewolników stał się towarem, dla ziemskich właścicieli – „czarnuchem", darmową siłą roboczą. Stracił wszystko, co miał – spokojną egzystencję, zawód, rodzinę, dzieci. Nie stracił tylko nadziei. Przez wszystkie te lata wierzył, że kiedyś swoje życie odzyska.
Steve McQueen nie unika drastyczności, pokazując życie niewolników. W pięknych pejzażach Południa, na tle niebieskiego nieba, rządcy plantacji uderzeniami bicza pospieszają ludzi skulonych nad białymi krzakami bawełny. Najdrobniejsza niesubordynacja może skończyć się chłostą albo makabrycznymi torturami. Młode niewolnice stają się nałożnicami białych plantatorów, a życie „czarnucha" jest warte tylko tyle, ile dało się za niego handlarzowi.
Od cierpienia fizycznego znacznie bardziej dotkliwe jest jednak upokorzenie psychiczne. Przekonanie, że wszystko jest naturalne, bo czarni to podgatunek, który na nic więcej nie zasługuje. Stary lokaj niewolnictwo uważa za normę, a bunt za niedopuszczalny eksces. Solomon Nothup, wykształcony muzyk, żeby przetrwać, musi udawać analfabetę.