Wielka rola Dench

Od piątku w kinach „Tajemnica Filomeny" Stephena Frearsa nominowana do Oscara w kategoriach: najlepszy film, scenariusz, muzyka i rola kobieca – pisze Barbara Hollender.

Aktualizacja: 18.02.2014 18:02 Publikacja: 18.02.2014 17:47

Judi Dench (Philomena Lee) i Steven Coogan (Martin Sixsmith)

Judi Dench (Philomena Lee) i Steven Coogan (Martin Sixsmith)

Foto: BEST FILM

Starsza pani o dobrotliwej twarzy pokazuje córce stare, pożółkłe zdjęcie trzyletniego chłopca. To wielka tajemnica jej życia. Syn, którego urodziła 50 lat wcześniej. Tak zaczyna się film Stephena Frearsa.

Zobacz galerię zdjęć

Tragedia matki

„Tajemnica Filomeny" oparta jest na prawdziwej historii. Wychowanka zakonnej szkoły, półsierota Philomena Lee, jako 18-latka zaszła w ciążę. W Irlandii w latach 50. nieślubne dziecko było powodem do wstydu i odrzucenia. Rodzina odesłała ją do klasztoru w Roscrea. Tam przyszedł na świat Anthony. Zagubionej i potępionej dziewczynie siostry zakonne podsunęły do podpisania zgodę na adopcję dziecka. A potem sprzedały je amerykańskiemu małżeństwu.

– Płakałam przez dwa tygodnie – wspomina 80-letnia dziś Lee.

W Irlandii w latach 50. i 60. takich dziewczyn jak ona były tysiące. Pracowały za darmo w klasztorach, widując swoje dzieci przez godzinę dziennie. A potem je traciły. Zakonnice brały za adopcyjne „transakcje" po 2–3 tysiące dolarów.

W 1959 roku Lee wyszła za mąż, urodziła dwoje kolejnych dzieci. Ale nigdy nie przestała tęsknić za Anthonym. Próbowała go odszukać, jednak zakonnice nie udzieliły jej żadnych informacji. Zasłaniały się pożarem, podczas którego spłonęła ponoć cała dokumentacja.

„Musisz cierpieć, to kara za grzech, którego się dopuściłaś" – syczy do Filomeny jedna z zakonnic w filmie Frearsa. Gdy Lee wyjawiła swój bolesny sekret córce, ta – przejęta historią matki – trafiła do dziennikarza Martina Sixsmitha. I on właśnie pomógł Filomenie w poszukiwaniach. Stephen Frears historię ich wyprawy do Stanów przeniósł na ekran z dużą dbałością o szczegóły. Zapisał chwile zwątpień i nadziei, zrobił niejednowymiarowy film o matczynej miłości, o poszukiwaniu własnych korzeni, o przeszłości, której nie da się wymazać z pamięci. I o ranach, które nigdy się nie zabliźnią.

Filomena wpadła na ślad syna. Za późno. Michael Anthony Hess zrobił karierę w amerykańskiej polityce, doradzał jako prawnik Partii Republikańskiej i prezydentowi USA. Ale był jedną z pierwszych ofiar AIDS. Zmarł w 1995 roku, w wieku 43 lat. Przed śmiercią szukał biologicznej matki. Bezskutecznie. To może zadra największa: czy umierał w przeświadczeniu, że go odrzuciła? Nie chciała?

Opowieść o losach Filomeny jest znana. Sixsmith opisał ją w wydanej w 2009 roku książce „The Lost Child of Philomena Lee" i w wielu prasowych artykułach, które odbiły się szerokim echem. Dziś zresztą 80-letnia Lee stała się działaczką na rzecz zadośćuczynienia wyrządzonym przez zakonnice krzywdom. Chce pomagać matkom, które spotkała podobna tragedia. Razem z organizacją Adoption Rights Alliance stworzyła „Projekt Filomeny", który ma zmusić rząd Irlandii do otwarcia archiwów zakonnych z dokumentami o adopcjach z lat 50. i 60. Na fali zainteresowania filmem spotkała się nawet na początku lutego z papieżem Franciszkiem.

Bez tanich chwytów

Film Stephena Frearsa robi wrażenie. Może dlatego, że znakomity, doświadczony reżyser nie stosuje tanich chwytów, zmuszając widza do płaczu. Odwrotnie, co chwilę rozładowuje napięcie humorem. Świetnymi, błyskotliwymi dialogami. Zderza też dwie osobowości, dwoje ludzi z różnych światów: dziennikarza, lekko cynicznego światowca, i kobietę z prowincji, która mimo krzywdy, jakiej doznała od kościoła, nadal modli się do Boga.

Atutem tego obrazu są aktorzy – Steve Coogan (także współscenarzysta „Tajemnicy Filomeny") i przede wszystkim Judi Dench. Wielka dama z tytułem szlacheckim nadanym przez Elżbietę II, etatowa królowa brytyjskiego kina, a jednocześnie stanowcza i bezwzględna M z serii filmów o Bondzie tym razem gra kobietę bardzo zwykłą, a przecież mądrą i wrażliwą.

Jej Filomena jest zdesperowana, chwilami tragiczna, zmęczona i tracąca wiarę, to znów pełna nadziei, ciepła i wyrozumiała.

– W czasie pracy nad filmem kilkakrotnie spotkałam prawdziwą Philomenę – mówi aktorka. – Byłam pod wielkim wrażeniem jej mądrości i umiejętności wybaczania. I, grając ją, miałam tremę jak nigdy. To olbrzymia odpowiedzialność wcielić się w kogoś, kto żyje, zobaczy siebie na ekranie. Kto tyle przecierpiał, że nie zasługuje już na dodatkowe przykrości.

Judi Dench niepotrzebnie się obawiała. – Nie spodziewałam się, że moja historia zostanie opisana w książce, że powstanie na jej motywach film. A już o tym, że zagra mnie Judi Dench – nie mogłabym nawet zamarzyć – przyznaje skromnie Lee.

Dzięki kreacji Dench, nominowanej do Oscara, świetnemu scenariuszowi i błyskotliwości film Frearsa staje się opowieścią o współczesnym świecie, o mechanizmach rządzących mediami, o katolicyzmie. I o człowieczeństwie – miłości, żalu, borykaniu się z losem, wybaczeniu.

Starsza pani o dobrotliwej twarzy pokazuje córce stare, pożółkłe zdjęcie trzyletniego chłopca. To wielka tajemnica jej życia. Syn, którego urodziła 50 lat wcześniej. Tak zaczyna się film Stephena Frearsa.

Zobacz galerię zdjęć

Pozostało 95% artykułu
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Film
Harry Potter: The Exhibition – wystawa dla miłośników kultowej serii filmów