W ostatni dzień lipca był jeszcze spokój podszyty trwożnym oczekiwaniem nadchodzących wydarzeń. Jutro pójdą ginąć na barykadach chłopcy, co „na tygrysy mają visy”.
Jak dalej potoczyły się losy – wiemy. Ale oni jeszcze nie wiedzą, jeszcze mają nadzieję i starają trzymać się faktów. Przecież Stalin naciera na Warszawę, a Niemcy uciekają w popłochu. Już słychać huk dział. To ostatnia szansa na utworzenie przyczółka wolnej Polski w zalewanym przez Sowiety kraju. Podobno widziano ruskie czołgi na ulicach Pragi!
Ostateczna decyzja musi zapaść tego właśnie dnia w warszawskim konspiracyjnym mieszkaniu. Nikt nie zdejmie odpowiedzialności z tych kilkunastu zmęczonych i zdenerwowanych mężczyzn, ale też nikt nie doda im wiarygodnych informacji pozwalających lepiej ugruntować decyzję, której nie unikną.
A gdyby zadecydowano o wstrzymaniu powstania? Czy frustracja i chęć walki uzbrojonej młodzieży nie eksplodowałaby w nieskoordynowanych wybuchach jeszcze krwawiej tłumionych przez wroga? A może Październik, który miał nadejść za ledwie 12 lat, nie spłynąłby daremną krwią jeszcze straszniej niż powstanie w Budapeszcie? Jaki wyrok wydalibyśmy wtedy na tych ludzi?
To nie jest sprawa polska, to jest sprawa ludzka: dramat decyzji podejmowanych bez pełnej wiedzy, pod presją wydarzeń słabo rozpoznanych, ale nieuniknionych.