Przed końcem roku za baryłkę ropy trzeba będzie zapłacić ponad 100 dolarów – twierdzi zdecydowana większość ekspertów. – To niemożliwe, ropa stanieje do 60 dolarów – upiera się topniejąca grupka optymistów.
Ale nawet jeśli surowiec stanieje, to – według ekspertów – tylko po to, by za parę dni znów drożeć. – Na tym rynku nigdy nie było tak aktywnych funduszy spekulacyjnych nastawionych na szybki zysk. 100 dolarów za baryłkę będzie dla nich sygnałem do wycofania pieniędzy, by potem szybko z nimi wrócić i zarobić jeszcze więcej – oceniają fachowcy.
Kartel producentów ropy jest bezradny. Jeśli zwiększa produkcję, to korzystny dla importerów efekt trwa kilka dni i ceny znów idą w górę. Członkowie OPEC oficjalnie więc narzekają, a nieoficjalnie liczą krociowe zyski.
– Droga ropa spowoduje wzrost inflacji, przede wszystkim w krajach szybko rozwijających się – ostrzega ustępujący dyrektor generalny Międzynarodowego Funduszu Walutowego Rodrigo de Rato. Chodzi tu nie tylko o Chiny, Indie i Brazylię, ale i Europę Środkową. Kraje te wspólnie zastąpiły Stany Zjednoczone w roli siły napędowej światowej gospodarki. Głównym powodem drożejącej ropy jest tani dolar. Ropa tak naprawdę jest horrendalnie droga w krajach, których waluty są związane z walutą amerykańską.
Tylko dlatego, że euro i złoty są wyjątkowo mocne, nie płacimy jeszcze 5 złotych za litr E95, lecz „tylko” około 4,5 złotego. – Jeśli ropa będzie drożała w tym tempie, bariera 5 złotych za litr w Polsce zostanie pokonana jeszcze przed końcem tego roku – uważa Oliver Jakob z Petromatriksu specjalizującego się w prognozach dla rynku ropy.