Zaczęła się debata budżetowa i modne stało się powiedzonko Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego: Panowie, skończyły się żarty, a zaczęły schody. Nie jest to jednak metafora w pełni trafna. Problemy dzisiejsze to najwyżej kilka stopni prowadzących na niewysoki podest. Do prawdziwych schodów jeszcze daleko i rządząca koalicja PO i PSL dojdzie do nich (nie wiadomo czy razem) za rok.
Często zapominamy, że budżet to bardzo ekstrawaganckie zwierzę. To hybryda przypominająca skrzyżowanie niedźwiedzia ze słowikiem, którego dziadkiem był aligator rzeczny. Po stronie dochodowej budżet jest niepoprawnie skonstruowaną prognozą. Po stronie wydatków jest natomiast nakazową normą prawną i to bardzo dziwną. Nie dość, że to, co jest zapisane, często jest niewykonalne, to jeszcze większość postanowień wynika z wcześniej uchwalonych ustaw.
Dlaczego twierdzę, że dochodowa strona budżetu jest prognozą niepoprawną? Ano dlatego, że nikt poważny nigdy nie wykonał predykcji, której wynik ośmielił się podać w postaci jednej liczby. Prognoza ma zawsze charakter zdania warunkowego z dodatkowym zastrzeżeniem dotyczącym kształtowania się przewidywanej wielkości. Brzmi zatem: po spełnieniu takich to a takich warunków prawdopodobnie zmienna kształtować się będzie na poziomie od… do.
Jak łatwo zauważyć, jest to dość krucha podstawa do tworzenia norm nakazowych. To, że uchwalane budżety są na ogół z grubsza wykonywane, wynika z roztropności wykazanej przy konstruowaniu owej prognozy oraz z pewnych trików stosowanych zarówno w czasie przygotowywania projektu, jak i jego realizacji. Roztropność wymaga, żeby stronę dochodową prognozować dość ostrożnie. A owe triki sprowadzają się do zapisania w budżecie tzw. zakładek, czyli wydatków, z których cichaczem i bez większych protestów można zrezygnować. Zakładki te (podobnie jak rezerwa budżetowa, czyli kwoty nierozdysponowane, które, bagatela, stanowią na ogół kilkanaście procent budżetu) są jednak tym mniejsze, im większa jest w budżecie suma wydatków sztywnych.
I tu docieramy do problemów, które z budżetem na rok 2008 mieć będzie minister Jacek Rostowski. Wszystko bowiem wskazuje, że prognoza dochodowa jest bardzo optymistyczna, zakładki budżetowe dawno już zostały wydane, a wskaźnik wydatków sztywnych osiągnął rekordowy poziom. Jak sobie z tym poradzi minister, nie wiem, ale po to płacę mu sowicie jako przeciętny obywatel, aby on to wiedział.