Katarzyna Rozbiewska z TVN 24, mama dwuletniej Basi i pięcioletniej Weroniki, od roku mniej się denerwuje korkami w drodze z pracy. Wcześniej, przebijając się przez zapchane ulice, z trudem zdążała, by odebrać jedną córkę ze żłobka, a drugą z przedszkola w pobliżu domu.
Teraz, gdy dowozi obie dziewczynki do firmowego przedszkola oddalonego o kilka przecznic od siedziby TVN, czas dojazdu to dodatkowe chwile spędzone z córkami. Nie musi też brać całego dnia wolnego, by pójść z nimi na badanie lekarskie. Jest też dużo spokojniejsza o jakość opieki w przedszkolu, nad którym czuwa jej firma. – To dla mnie to mnie ogromny komfort psychiczny – mówi.
Ten komfort pracownicy spółek z grupy ITI mają od września ubiegłego roku, gdy zaczęło działać firmowe przedszkole. Na razie jest tam miejsce dla 65 dzieci, ale już w październiku, gdy w pobliżu ruszy druga placówka, ITI będzie mogła zwiększyć liczbę firmowych przedszkolaków do 140. – Zainteresowanie przeszło nasze oczekiwania. Mamy już zgłoszenia na 140 miejsc, a przecież nie możemy dzielić pracowników na tych, którzy mają dostęp do przedszkola, i pozostałych – tłumaczy Barbara Fichtel, dyrektor działu HR grupy ITI.
[srodtytul]Czekając na zmiany przepisów[/srodtytul]
Inwestycje w przyzakładowe przedszkole, popularne w czasach PRL, to na razie jednak rzadkość wśród polskich pracodawców. Odstraszają od nich nie tylko koszty, ale i biurokratyczne procedury. Zapowiadane od ubiegłego roku plany wprowadzenia zachęt dla takich przedsięwzięć na razie nie zostały zrealizowane. (Zmiana w ustawie o zakładowym funduszu świadczeń socjalnych ma umożliwić przeznaczanie pieniędzy z funduszu na firmowe przedszkola).