Na rynkach akcji wciąż panuje duża zmienność. Szczególnie widoczne jest to w naszym regionie, gdzie notowania rozpoczęły się od dużego wzrostu. Na giełdzie w Budapeszcie indeks BUX wzrósł po otwarciu sesji o ponad 4 proc. Polski WIG20 rozpoczął sesję na blisko 2,5-proc. plusie, jednak oba indeksy na koniec dnia były pod kreską. Działo się to, gdy w Europie Zachodniej rynki zyskiwały nawet po kilka procent. – Kolejny raz polski rynek zdołowali zagraniczni inwestorzy, którzy składają duże zlecenia sprzedaży, nie patrząc na cenę, po jakiej sprzedawane są akcje – mówi Dariusz Wareluk, szef sprzedaży instytucjonalnej DM IDMSA. – Polscy inwestorzy nie mają środków, by niwelować te spadki, obecne zakupy dokonywane przez OFE to za mało. Podobnie jak na wielu giełdach fundusze hedgingowe wykorzystują słabość polskich inwestorów.
– To one głównie ciągną w dół naszą giełdę, zarabiając także na jej spadku – mówi Błażej Bogdziewicz zarządzający blisko 3 mld zł w BZ WBK TFI AIB.
Awersja do ryzyka w naszym regionie nadal związana jest z sytuacją na Węgrzech, gdzie nastąpiło znaczne osłabienie forinta. Inwestorzy boją się, że recesja dotknie także tego kraju. Polska cierpi na takim postrzeganiu Węgier, bo nadal wrzucana jest do tego samego koszyka zleceń maklerskich w Londynie czy Nowym Jorku.
Na większych giełdach dominował popyt, ponieważ inwestorzy spadek oprocentowania pożyczek na rynku międzybankowym odebrali jako efekt planów ratunkowych rządów. Inaczej więc niż w Warszawie i Budapeszcie było na pozostałych europejskich rynkach i w Azji, gdzie giełdy zyskiwały po kilka procent. Indeks w Hongkongu zyskał 5,28 proc., a francuski CAC 40 – 3,56 proc.
W Stanach Zjednoczonych nastroje były na tyle dobre, że giełdy nie zareagowały na wypowiedź szefa Fedu Bena Bernanke, który powiedział, że Kongres ze względu na ryzyko przedłużonego spowolnienia gospodarczego powinien rozważyć wprowadzenie nowego pakietu wsparcia fiskalnego. Na zmknięciu Dow Jones zyskał 4,67 proc. Nasdaq poszedł w górę 3,43 proc. , a S&P 500 4,77 proc.