Czekając na cięższe czasy

Przeglądając nową Listę 2000, trudno się oprzeć wrażeniu, że mamy do czynienia z czymś w rodzaju ostatniego apelu przed trudną i ciężką bitwą - pisze Witold M. Orłowski, główny ekonomista PricewaterhouseCoopers

Publikacja: 30.10.2008 16:09

Witold M. Orłowski, główny ekonomista PricewaterhouseCoopers

Witold M. Orłowski, główny ekonomista PricewaterhouseCoopers

Foto: Rzeczpospolita

Prezentowane dane dotyczą roku 2007. Roku, w którym PKB Polski rósł w szybkim tempie 6,6 proc., a nadal świetnie rosnącemu eksportowi towarzyszyła coraz bardziej komfortowa sytuacja na rynku wewnętrznym. Popyt krajowy zwiększał się w realnym tempie ponad 8 proc., rosły dochody i sprzedaż. Zachęcone dobrymi perspektywami firmy dokonywały coraz większych inwestycji, przyspieszeniu ulegał proces modernizacji polskiej gospodarki.

Wszystko wydawało się wieść w stronę jeszcze lepszych wyników sprzedaży i jeszcze większych zysków firm – i rosnący optymizm zakupowy Polaków (w badaniu przeprowadzonym pod koniec 2007 roku na zlecenie „Rzeczpospolitej” przez GfK Polonia 2 miliony Polaków zadeklarowało, że czuje się milionerami!), i poprawiająca się wreszcie koniunktura w głównych krajach starej Unii, i zwiększający się stopniowo napływ unijnych funduszy. Na horyzoncie nie było jeszcze właściwie żadnej chmurki. I na pewno tego dobrego humoru nie zepsuła jeszcze wiadomość, że w odległej Ameryce jakieś dwa fundusze inwestycyjne posiadają aktywa finansowe bazujące na kredytach hipotecznych, które mogą przynieść ogromne straty.

Rzadko się zdarza, aby nastroje gospodarcze zmieniły się tak radykalnie w tak krótkim czasie. Rok temu Polska była krajem zadowolonych przedsiębiorstw, które z ufnością patrzyły w przyszłość. Dziś zamiast tego padają tylko pytania: jak głębokie będzie spowolnienie rozwoju, które nas czeka, jak silnie spadnie dynamika krajowego popytu, jak bardzo obniży się napływ zagranicznych inwestycji, jak mocno ucierpi nasz eksport? Na razie w realnej gospodarce właściwie nie widać rzeczywistych problemów. Chwilowo poza spadkami na giełdzie (niemającymi w Polsce bezpośredniego przełożenia na realną gospodarkę) nic się właściwie nie stało. Tempo wzrostu PKB wynosi ciągle ponad 5 proc., bezrobocie spada, popyt rośnie. Ale zaczyna brakować tego, co w gospodarce najważniejsze – poczucia pewności co do perspektyw dalszego rozwoju. I coraz mocniej zaczynają brzmieć głosy obawiające się, że jednym ze skutków kryzysu, w który wpadł sektor bankowy na całym świecie, będzie dla naszych firm utrudniony dostęp do drogiego kredytu. A to już musi oznaczać problemy – i to duże problemy – dla wszystkich firm, zarówno wielkich z czołówki Listy 500, jak mniejszych za to dynamicznie rosnących, jak z dalszych pozycji na Liście 2000.

Z danych obecnej Listy 2000 niczego takiego jeszcze nie widać. W roku 2007 polskie przedsiębiorstwa działały w korzystnym otoczeniu makroekonomicznym, a ich głównym zmartwieniem były kłopoty ze znalezieniem odpowiednio wykwalifikowanych i chętnych do pracy pracowników oraz rosnące z miesiąca na miesiąc oczekiwania płacowe załóg. Mimo to radziły sobie znakomicie – zyskowność w porównaniu z rokiem poprzednim znowu wzrosła, dynamicznie zwiększała się sprzedaż, mimo silnego złotego rósł eksport.

Silna pozycja konkurencyjna kraju, atrakcyjność inwestycyjna i wzrost eksportu były oczywiście w jakiejś mierze efektem członkostwa w Unii Europejskiej. Ale były również, co najmniej w równym stopniu, efektem ciężkiej pracy polskich firm, zarówno wielkich, jak też małych i średnich, które solidnie przygotowały się na to, by dobrze skorzystać ze sprzyjającej koniunktury. Zatrudnienie oczywiście silnie rosło, ale jeszcze szybciej od zatrudnienia rosła produkcja, co prowadziło do zwiększenia się wydajności pracy i utrzymania w ryzach jednostkowych kosztów płacowych. Na liście następowało też coraz więcej zmian – firm, które dynamicznie posuwały się do góry i awansowały z jednej setki do kolejnej. Ten ruch był dowodem faktu, że mamy do czynienia z intensywnymi zmianami, najlepiej zarządzane firmy idą ostro do przodu i się rozwijają, a wraz z nimi modernizuje się i unowocześnia cała gospodarka. Bo choć na pierwszych miejscach Listy 2000 zmian było bardzo niewiele, im dalej się szło, tym więcej się ich zauważało.

Teraz idą ciężkie czasy. Rok 2008 na pewno nie wygląda jeszcze źle, ale już w roku kolejnym polskie firmy staną przed poważnymi wyzwaniami. Czasy szybko rosnącego, łatwego rynku na jakiś czas przeminą. Pojawią się znów problemy ze sprzedażą, rosnąca konkurencja o klienta, presja na restrukturyzację kosztów (mówiąc po ludzku, ich nieuchronne cięcie). I w pewnym sensie to dobrze. Bo jak zauważył 100 lat temu Joseph Schumpeter, ciężkie czasy są w gospodarce przydatne. To wówczas przedsiębiorstwa się hartują, wówczas z rynku znikają te najgorzej zarządzane i najmniej ekspansywne. To wówczas okazuje się, kto ma w sobie naprawdę żyłkę przedsiębiorcy, a kto tylko korzysta z dobrej koniunktury.

Obecne spowolnienie rozwoju zastało nas w momencie, kiedy gospodarka polska jeszcze się nie przegrzała, a jej fundamenty są wciąż mocne. Gdyby euforia na światowych rynkach trwała jeszcze przez dwa, trzy lata, jej przenoszone do Polski efekty coraz silniej by je podmywały. Wybuchłaby wysoka inflacja, niebezpiecznie wzrósłby deficyt obrotów bieżących. W bankach zakumulowałyby się udzielane coraz mniej rozważnie kredyty. Może więc lepiej, że problemy nadeszły właśnie teraz? Im bardziej wczytuję się w Listę 2000, tym bardziej wierzę, że polskie firmy dadzą sobie z nimi radę.

[wyimek]W polskiej gospodarce zaczyna brakować tego, co w gospodarce najważniejsze – poczucia pewności co do perspektyw dalszego rozwoju[/wyimek]

Prezentowane dane dotyczą roku 2007. Roku, w którym PKB Polski rósł w szybkim tempie 6,6 proc., a nadal świetnie rosnącemu eksportowi towarzyszyła coraz bardziej komfortowa sytuacja na rynku wewnętrznym. Popyt krajowy zwiększał się w realnym tempie ponad 8 proc., rosły dochody i sprzedaż. Zachęcone dobrymi perspektywami firmy dokonywały coraz większych inwestycji, przyspieszeniu ulegał proces modernizacji polskiej gospodarki.

Wszystko wydawało się wieść w stronę jeszcze lepszych wyników sprzedaży i jeszcze większych zysków firm – i rosnący optymizm zakupowy Polaków (w badaniu przeprowadzonym pod koniec 2007 roku na zlecenie „Rzeczpospolitej” przez GfK Polonia 2 miliony Polaków zadeklarowało, że czuje się milionerami!), i poprawiająca się wreszcie koniunktura w głównych krajach starej Unii, i zwiększający się stopniowo napływ unijnych funduszy. Na horyzoncie nie było jeszcze właściwie żadnej chmurki. I na pewno tego dobrego humoru nie zepsuła jeszcze wiadomość, że w odległej Ameryce jakieś dwa fundusze inwestycyjne posiadają aktywa finansowe bazujące na kredytach hipotecznych, które mogą przynieść ogromne straty.

Pozostało 80% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy