Jęzor pokazany w Cannes

Był rok 1971. The Rolling Stones posądzani o zdradę rock and rolla, ścigani przez urząd podatkowy, uciekli na południe Francji. Zaskoczyli świat płytą „Exile on Main Street” (maj 1972), jedną z najważniejszych w historii popu

Aktualizacja: 17.05.2010 13:43 Publikacja: 14.05.2010 02:08

Jęzor pokazany w Cannes

Foto: AFP

Rockowy świat lat 60. walił się w posadach. Zmarli Janis Joplin i Jimi Hendrix. The Rolling Stones po rozpadzie The Beatles byli najważniejszym zespołem na świecie, ale znaleźli się w tarapatach. Mówili, że nie dają rady płacić podatków, tymczasem brytyjska prasa spekulowała, ile zarabia Jagger i spółka. Kiedy „Daily Telegraph” napisał o dochodach wynoszących 83 mln funtów, grupa wykupiła całą kolumnę, by opublikować sprostowanie.

Nie polepszyło to jednak atmosfery wokół zespołu. Podczas występów studenci rozrzucali ulotki z żądaniem ujawnienia dochodów. Nastolatki wdzierały się na koncerty bez biletów, wyzywając muzyków od zdrajców rock and rolla. Okrzyki „Stonesi zdziercy” były na porządku dziennym. Dawni bogowie rocka stanęli nad przepaścią.

[srodtytul]Admirał i motorówka[/srodtytul]

– Ze względu na podatki musieliśmy przyhamować działalność – wspomina Keith Richards. – Poczuliśmy na sobie ciężar upadającego imperium brytyjskiego. Mieliśmy je utrzymać. Jedynym rozwiązaniem był wyjazd i zaczęcie wszystkiego od nowa. Powiedzieliśmy sobie: „Wyprowadzamy się. Będziemy rodziną”. To była ekscytująca perspektywa.

1 kwietnia 1971 r. cały zespół, z rodzinami i przyjaciółmi, wylądował na Riwierze Francuskiej.

– Gdybyśmy zostali w Londynie, prawdopodobnie odszedłbym z grupy. Po wyjeździe z Anglii mieliśmy tylko siebie.

Emigracja uratowała Stonesów. Muzycy zwarli szyki i przystąpili do ataku.

6 kwietnia na pokładzie ekskluzywnego jachtu wpłynęli do portu w Cannes, gdzie zorganizowali przyjęcie połączone z konferencją prasową. Ogłosili powstanie własnej firmy płytowej, której logo stanowił czerwony jęzor.

Centrum życia zespołu stała się posiadłość Nellcôte wynajęta przez Keitha Richardsa w Villefranche-sur-Mer, niedaleko Nicei. Edwardiański pałac z ogrodem, który w czasie II wojny światowej był kwaterą główną nazistów we francuskiej części Morza Śródziemnego.

– To był świetny dom w zatoce, wzniesiony przez brytyjskiego admirała Byrda – wspomina Keith Richards. – Nad morzem znajdowała się grota. Schody prowadziły do prywatnego pomostu, dlatego kupiłem sobie ścigacz.

Motorówka dawała chwile zapomnienia i, teoretycznie, szansę ucieczki przed policjantami z wydziału antynarkotykowego, którzy deptali gitarzyście po piętach.

– Pomyślałem: „Wykosztuję się i co z tego? Przecież za rok mogę trafić do więzienia. Radujmy się, póki czas!” – mówił muzyk znany z hulaszczego trybu życia. – Myślę, że osuszyliśmy południe Francji z wina. Do dna!

Grupa szukała weny do stworzenia nowej płyty i dobrego francuskiego studia nagraniowego. Gdy nie udało się go znaleźć, postanowiła rejestrować nowe piosenki w piwnicy pałacu Richardsa. Zespół nie miał problemu ze sprzętem, ponieważ już wcześniej zakupił mobilne studio, umieszczone na pokładzie ciężarówki. Niestety główna piwnica nie mogła pomieścić wszystkich. Perkusję Charliego Wattsa ustawiono w części, gdzie leżakowało wino. Fortepian stał w salonie na piętrze.

– Kupiłem nowy dom, w którym bywałem jednak rzadko, ponieważ trwał remont – wspomina Charlie Watts. – Dlatego mieszkałem głównie u Keitha. Każdy z nas dobrze się bawił, choć jednocześnie martwiliśmy się, że nie możemy jeździć do Londynu.

Tylko Richards się tym nie przejmował. Codziennie brał heroinę. Wydawał na nią tysiące dolarów, ponieważ chętnych było wielu. Wśród gości znaleźli się guru beatników William S. Burroughs i Terry South-ern, scenarzysta m.in. „Easy Rider”, Marshall Chess, syn Fiszela Czyża, emigranta z Polski, który został szefem nowego wydawnictwa zespołu, a także Gram Parsons z The Byrds, jeden z najważniejszych muzyków nowej fali country.

– Grama poznałem, gdy Stonesi pauzowali. Miałem dość tłoczenia się z tymi samymi od lat facetami w jednym samochodzie. Szukałem nowych znajomości – wspomina Richards. – Graliśmy mnóstwo country. Gram pokazał mi, na czym to polega. Wpłynął na przyszłość muzyki podobnie jak Jimi Hendrix. Różnica polega na tym, że Jimiego doceniono za życia, Grama zaś – dopiero po śmierci.

[srodtytul]Podzielony zespół[/srodtytul]

Przyjaźń z Gramem źle wpłynęła na relacje Richardsa z Jaggerem.

– Być może Mick był odrobinę zazdrosny, bo country również go pasjonowało – mówi Richards.

Ale poza amerykańską muzyką gitarzystów połączyła heroina. Niekończące się party dezorganizowało pracę w studiu. Mimo że muzycy mieszkali w jednym miejscu, przebywali w innych rzeczywistościach. Coraz trudniej było zsynchronizować kalendarze.

– Keith już wcześniej spóźniał się na koncerty godzinę albo dwie – tłumaczy Charlie Watts. – Siedzieliśmy od dziewiątej do jedenastej i po prostu czekaliśmy. Taki to był okres, a Keith nie był wyjątkiem.

Watts był wyrozumiały, ale basista Bill Wyman się irytował. Uważał, że narkotyki podzieliły zespół.

– Podczas wcześniejszych sesji dowodził nami producent Jimmy Miller. W Nellcôte nikt nad niczym nie panował. Nie mogłem tego zrozumieć. Bardzo mnie to frustrowało.

Wyman coraz rzadziej przychodził do studia. Ostatecznie wziął udział w nagraniu tylko ośmiu z 18 piosenek. Jeden ze świadków wspomina to jako czyste szaleństwo: – Trzeba było grać, gdy przy stole ktoś gadał, pobrzękiwały noże, widelce i talerze.

Chaosu nie akceptował przede wszystkim Jagger, który lubi, by wszystko było zorganizowane w najdrobniejszych szczegółach.

Producent Jimmy Miller wspominał: – Kiedy przychodziło się do Keitha na lunch, było wiadomo, że coś jest nie tak. „Mick znowu ulotnił się do Paryża”, mówił. Wyczuwałem urazę w jego głosie.

[srodtytul]Ćpuny i pijaki[/srodtytul]

Mick coraz więcej czasu poświęcał nikaraguańskiej piękności, aktorce i modelce Biance Pérez Morena de Macías. Przed wyjazdem do Francji pojawił się z nią w modnym londyńskim butiku i zadał właścicielce pytanie, które powtarzano później we wszystkich rubrykach towarzyskich: „Czy możesz uszyć Biance ślubną suknię?”.

W dniu urodzin, 2 maja, Bianca otrzymała od narzeczonego diamentową bransoletkę, tydzień później zaś wybraną u paryskiego jubilera obrączkę.

– Ożeniłem się tylko dlatego, żeby zrobić coś nowego – powiedział po latach Jagger. – Nigdy nie byłem po uszy zakochany. Nie jestem człowiekiem uczuciowym. Tymczasem Bianca wspominała, że to Jagger parł do ślubu. Wyglądało na to, że wokalista na gwałt szuka sposobu na życie, nie odnajdując się w zespole i poza Anglią. Biancę przerażała perspektywa mieszczańskiego życia, ale była w czwartym miesiącu ciąży.

– Mick był nieobecny w studiu, ponieważ rodzina królewska spodziewała się dziecka! – komentował zgryźliwie Keith Richards.

10 maja 1971 r., a był to poniedziałek, asystentka Jaggera dostała listę ślubnych gości i usłyszała, że ceremonia ma się odbyć w najbliższą środę. Jagger zaprosił m.in. Paula i Lindę McCartneyów, Ringo Starra, Erica Claptona. Dzień przed uroczystością śmietanka brytyjskiego rocka wyleciała do Francji z Heathrow na pokładzie wynajętego odrzutowca spowitego kłębami marihuanowego dymu. Prasa pisała, że gdyby doszło do katastrofy – brytyjski show-biznes przestałby istnieć.

Świadkami ślubu byli Roger Vadim i Nathalie Delon. Najpierw odbył się ślub cywilny, a potem młodzi udali się do kościoła Świętej Anny w Saint Tropez.

Kiedy Jagger wyjechał w podróż poślubną, Richards nie próżnował.

– Pewnego dnia przyszedłem do studia. Nie zastałem nikogo. Złapałem za gitarę i nagrałem „Happy”.

Tak powstała najsłynniejsza solowa piosenka Keitha, oddająca znakomicie surowość nowej muzyki Stonesów. Żadna z wcześniejszych płyt nie była taka bogata stylistycznie. Poza rock and rollem i bluesem pojawiły się nagrania country, soulowe, rytmy calypso.

Jagger był zajęty rodziną, w październiku urodziła mu się córka Jade, jednak to on nadał ostateczny kształt płycie.

– Musiałem ją dokończyć, inaczej byłyby za to odpowiedzialne tylko ćpuny i pijaki – powiedział.

Wokalista sprowadził taśmy do Los Angeles i stanął na czele znakomitych instrumentalistów. Znalazł się wśród nich m.in. organista Billy Preston, jedyny muzyk poza Claptonem, który nagrywał z The Beatles, a także Dr John. To dzięki nim album miał również gospelowy klimat.

[srodtytul]Bogate archiwa[/srodtytul]

Płyta ukazała się 12 maja 1972 r. Zmieniła muzyczne oblicze ze- zespołu i dramaturgię koncertów. Wykonanie „Tumbling Di- ce” stało się rytuałem. Piosenka rzadko trwa krócej niż 10 minut i jest zawsze pretekstem do długiej solówki. Stałym fragmentem show Stonesów stał się również recital Richardsa, który śpiewa dwie piosenki. Zaczęło się od „Happy”.

– Kiedy nagrywaliśmy album, czuliśmy się jak wygnańcy – wspomina gitarzysta. – Nie myśleliśmy o podwójnej płycie, ale po zakończeniu sesji stwierdziliśmy, że trzeba wydać wszystkie piosenki. Dojrzeliśmy. Przestaliśmy być zespołem, który myśli, jak zrobić singiel, widząc już pierwsze miejsce na liście przebojów. Nikt nie mógł nam już nic kazać. Dlatego nie wpadliśmy w pułapkę schematów pop.

Na początku „Exile on Main Street” nie sprzedawał się dobrze.

– Był powszechnie krytykowany przez recenzentów – przyznaje Richards. – Ale po kilku latach dojrzeli i uznali go za jeden z najlepszych albumów na świecie.

– To zwariowana płyta – uważa Jagger. – Nie jest moją ulubioną, ale na pewno ma niepowtarzalny nastrój. Piosenki tworzą ładny zestaw. Ludzie z początku nie odbierali ich dobrze, bo – jak na tamte czasy – było ich za dużo. Musieli się oswoić.

Show-biznes musiał się też przyzwyczaić do nowych metod pracy, jakie umożliwiał rozwój technologii i pojawienie się magnetofonów wielośladowych. Od początku lat 70. wiele zespołów nie tworzy razem. W taki sposób powstał m.in. „biały album” Beatlesów. Liverpoolczycy nie chcieli jednak podtrzymywać fikcji i zamiast nagrywać w różnych studiach, de facto solo, rozeszli się. The Rolling Stones, właśnie podczas sesji „Exile on Main Street”, zaczęli życie na krawędzi rozpadu. Jagger i Richards kłócą się, nie mogą ze sobą wytrzymać, ale po rozstaniu dochodzi do powrotu. Tak jest do dziś. Ostatnio muzycy spotkali się, przygotowując reedycję płyty.

Kiedy Universal postanowił wznowić legendarny album, spytano Jaggera, czy podczas sesji powstały niewydane dotąd kompozycje. „Wątpię” – odpowiedział. Universal był jednak nieustępliwy i poprosił muzyka, by przeszukał archiwa. Znaleziono cztery niedokończone utwory.

– Wystarczyło dodać partie wokalne, akustyczną gitarę. Keith zagrał w jednej lub dwóch piosenkach. Charlie nie musiał się fatygować – wyjaśnia Jagger.

Nowością są cztery piosenki. Czy staną się przebojami?

– Nie wiadomo – odpowiada Richards. – „Starting up” mieliśmy na taśmie przez pięć lat i nie wiedzieliśmy, co to za skarb, zanim nie opublikowaliśmy nagrania.

[ramka]„Exile on Main Street” (1972)[b]+ Dwunasty album The Rolling Stones. [/b]

Zajął m.in. siódme miejsce w zestawieniu 500 najważniejszych płyt magazynu „Rolling Stone”. Znalazł się w pierwszej dziesiątce wraz z czterema krążkami Beatlesów i dwoma Dylana. Nowością dla fanów będą cztery piosenki: „Plundered My Soul”, „Dancing in the Light”, „Following the River” i „Pass the Wine”. Płyta trafi do sklepów w przyszłym tygodniu[/ramka]

[i]Korzystałem z „Według The Rolling Stones” Dory Loewenstein i Philipa Dodda, „Satysfakcji” Daniela Wyszogrodzkiego, „The Rolling Stones” Billa Wymana, „Micka Jaggera” Christophera Sandforda i materiałów magazynu „Rolling Stone”.[/i]

Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy