Szczególnie mocno słychać je co cztery lata, gdy partie licytują się na programy przed kolejnymi wyborami. Niestety, już po nich bardzo szybko o owej naprawie zapominają.
Tak jest i tym razem. Rządząca od trzech lat koalicja do tej pory nie zdecydowała się na naprawę finansów rozumianą jako ich uelastycznienie, likwidację nadmiernych wydatków, sprawdzenie, czy np. pomoc społeczna trafia do tych, którzy jej potrzebują.
Można było liczyć, że taką mapą drogową koniecznych zmian będzie przyjęty w ubiegłym tygodniu przez rząd „Wieloletni Plan Finansowy Państwa na lata 2010 – 2013”. Ale i tym razem stało się jednak inaczej. Zamiast wskazać metody obniżania wydatków rząd postawił przede wszystkim na szukanie wyższych dochodów i podwyżkę podatku VAT. A co oznacza zwiększenie obciążeń fiskalnych, można zobaczyć na przykładzie innych krajów. To prosta droga do wzrostu szarej strefy, czyli unikania płacenia podatków.
Zapowiedziany w Polsce od przyszłego roku wzrost stawek VAT może jednak nie być ostatnim, jeśli nasz dług publiczny będzie dalej szybko rósł. Na to ryzyko już dziś zwracają uwagę ekonomiści. Nawet ci, którzy starają się dostrzegać pozytywy w najnowszym rządowym dokumencie, komentując prognozy dotyczące wzrostu długu publicznego w relacji do PKB, używają określenia „na styk”. Oddaje ono najlepiej to, jak bardzo blisko jesteśmy przekroczenia tzw. progów ostrożnościowych, wskazujących, że z naszymi finansami dzieje się po prostu źle.
Niektórzy dotąd traktują „naszą” zieloną wyspę jako swoisty cud gospodarczy w czasie kryzysu. Ale limit cudów chyba już wyczerpaliśmy.