Według najbardziej pesymistycznych założeń Ministerstwa Finansów podwyżka VAT zwiększy przyszłoroczną inflację o 0,7 punktu proc. Ponieważ jednak wyższy podatek będzie ograniczać bieżącą konsumpcję, uważam, że jego wpływ na inflację nie przekroczy 0,3 pkt proc. Ponadto efekt ten wygaśnie całkowicie najpóźniej za dwanaście miesięcy. Skokowy wzrost cen żywności we wrześniu nie wynika tylko z wysokich notowań kursów zbóż, mięsa i mleka na rynkach światowych, ale w dużym stopniu był on skutkiem słabych zbiorów w Polsce.
Jest to według mnie ważne przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, zakładając „normalne” zbiory za rok, inflacja cen żywności powinna mocno obniżyć się już latem 2011 roku. Po drugie zaś, gdyby wyższe ceny żywności były wyłącznie efektem cen światowych, zwiększyłyby one również dochody polskich rolników – kosztem kupujących żywność. Z punktu widzenia całości dochodów gospodarki oraz ich rozdysponowania efekt byłby z grubsza neutralny. Jednak ze względu na nieurodzaj, wyższe ceny żywności nie spowodują wzrostu dochodów naszych rolników, natomiast ograniczą konsumpcję innych towarów i usług przez gospodarstwa domowe. To z kolei osłabi tempo wzrostu gospodarczego i zmniejszy presję na inflację bazową.
[srodtytul]Jastrzębie przesadzają[/srodtytul]
Zwolennicy szybkich podwyżek stóp procentowych argumentują jednak, że ceny żywności oraz zapowiedź wyższych podatków pośrednich już doprowadziły do wzrostu oczekiwań inflacyjnych i zwiększają ryzyko wystąpienia „efektów drugiej rundy”, czyli wzrostu płac i w efekcie inflacji bazowej. Nie lekceważę tego argumentu, bo ryzyko to rzeczywiście istnieje.
Uważam jednak, że jest ono znacznie mniejsze niż sądzą jastrzębi członkowie RPP i wielu analityków – przede wszystkim ze względu na wciąż jedynie kruche ożywienie na rynku pracy i generalnie słabą pozycję przetargową pracobiorców. Obserwowany od dwóch miesięcy – zarówno w badaniach GUS, jak i Komisji Europejskiej – ponowny wzrost obaw o wzrost bezrobocia może sugerować, że presja płacowa w ogóle się nie pojawi. Sądzę również, że, przynajmniej w warunkach polskich, brak jest mocnych dowodów na to, że próba przeciwdziałania wyższym oczekiwaniom inflacyjnym poprzez skokową „korekcyjną” podwyżkę stóp procentowych będzie skuteczna i oczekiwania te obniży.
Jak wspomniałem, ryzyka wystąpienia „efektów drugiej rundy” nie można jednak w pełni wykluczyć. O tym, czy tak się stanie, przekonamy się niedługo, bo w lutym lub marcu przyszłego roku. Jeśli płace ostro przyspieszą, rada będzie musiała zareagować i stopy procentowe podnieść. Nie uważam jednak, by ewentualne opóźnienie podwyżki o pięć lub sześć miesięcy miało istotne znaczenie. Sądzę też, że przeważająca część członków RPP nie ma pewności, co do wystąpienia „efektów drugiej rundy” i nie będzie chciała ryzykować podnosząc stopy procentowe już teraz, być może zupełnie niepotrzebnie. Jeśli bowiem płace nie przyspieszą, rada zrobi znacznie lepiej nie zmieniając nic w polityce pieniężnej.