Dyplomacja biznesowa jest ważna

Publikacja: 03.06.2011 02:21

Niedawno na łamach „Rz" pisałem o ignorowaniu Polaków w czasie tsunami przez naszą ambasadę w Tokio. W tym artykule opiszę kolejne absurdy związane z operacyjnym funkcjonowaniem polskich placówek za granicą oraz w obszarze promocji Polski za granicą.

W przyszłym tygodniu ukaże się raport o innowacyjności polskiej gospodarki opracowany przez zespół ekspertów Uczelni Vistula na zlecenie Telekomunikacji Polskiej i Krajowej Izby Gospodarczej. W raporcie pokazujemy, że promocja Polski za granicą jest prowadzona przez 66 różnych urzędów oraz że używa się do tego 14 różnych logo, które nie mają żadnej wspólnej cechy, np. koloru, kształtu. Właśnie doszło 15. logo – polskiej prezydencji w Unii Europejskiej.

***

W wielu krajach narastają różne patologie, ale w Polsce ich skala przyjmuje obszary kliniczne. Dotyczy to wzrostu zatrudnienia w administracji (trzykrotny w ciągu 20 lat) czy braku współpracy

(15 różnych logo) oraz marnowania środków publicznych (66 instytucji odpowiedzialnych za promocję za granicą).

Inna patologia, która toczy polską administrację publiczną, to legalistyczne podejście do każdej formy aktywności. W tym tygodniu gościłem na Uczelni Vistula delegację dyrektorów z Chińskiej Akademii Nauk. W gronie byłych ambasadorów w Chinach, członków klubu ambasadora przy mojej uczelni, rozmawialiśmy o polskiej prezydencji w Unii, w tym dlaczego Polska uniknęła kryzysu finansowego, o relacjach polsko-chińskich.

Chińska delegacja była świetnie przygotowana, jej członkowie znali dane ekonomiczne z poszczególnych krajów Unii, mówili świetnym angielskim. W trakcie rozmowy powiedzieli, że Polsce chyba nie zależy na współpracy z Chinami, ponieważ proces uzyskiwania wizy w polskiej ambasadzie jest chory.

Cytuję: „aplikację wizową można złożyć tylko we wtorek, ambasada żąda sterty dokumentów, w tym również hukou, czyli zezwolenia na zamieszkanie w danym miejscu. Tymczasem inne ambasady unijne, np. jak niemiecka czy węgierska, wydają wizy codziennie, bardzo sprawnie, nie żądając sterty dokumentów. Przecież Niemcy i Węgry też są w strefie Schengen, więc dlaczego tylko Polska ma takie chore przepisy? Jak przedsiębiorca chiński ma wybór, dokąd przyjechać w Europie, to z pewnością nie wybierze Polski, bo już na starcie ma do czynienia z biurokratycznym koszmarem w ambasadzie". Przypomnę, że taką opinię wygłaszali wysoko postawieni oficjele z Chińskiej Akademii Nauk, a nie turyści czy osoby szukające sposobu na znalezienie pracy w Europie.

Jak to zmienić? Proponuję uczyć się od Chińczyków. Tam na granicy jest urządzenie z buźkami, smutną i uśmiechniętą. Jak przyjezdny jest źle obsłużony i naciśnie smutną buźkę, a urzędnik ma dużo smutnych buziek, to wyleci z roboty, a jak dużo uśmiechniętych, to dostanie premię. Proponuję pożyczyć takie urządzenie i zainstalować w ambasadzie.

***

Poza tym powinniśmy bez przerwy się porównywać. Co jakiś czas powinniśmy sprawdzać, jak działa polska administracja za granicą, a jak służby innych krajów, i powinniśmy podejmować działania naprawcze, gdy wypadamy gorzej.

Niestety, wizerunek, który kreuje polska administracja publiczna pracująca za granicą, jest konsekwencją naszych wewnętrznych słabości. Ktoś przecież ustalił listę niepotrzebnych dokumentów, które urzędnik ambasady musi zebrać. Ktoś ustalił system wynagrodzeń w ambasadach, który w ogóle nie zależy od jakości pracy ambasady – czy się stoi czy się leży tyle samo się należy.

Powinno dojść do znaczącej zmiany priorytetów działania naszej dyplomacji. Najważniejszym powinno być realizowanie korzystnych dla Polski celów biznesowych, czyli mówiąc wprost – interesów polskiego biznesu za granicą. Jeżeli ktoś chce wejść na rynek chiński, to powinien otrzymać profesjonalną pomoc od właściwej ambasady, a gdy pomoc będzie skuteczna, to pracownicy ambasady powinni otrzymać odpowiednie nagrody.

***

Musimy pamiętać, że trwa nieustanna wojna. Kiedyś interesów biznesu broniły armaty okrętów wojennych, to były czasy tzw. wojennej dyplomacji. Jeden z emerytowanych szefów CIA napisał w książce, że ponad połowa operacji CIA, którymi dowodził, miała na celu ochronę interesów amerykańskiego biznesu.

Teraz żyjemy w czasach, gdy orężem są pieniądze i dyplomacja biznesowa. Powinniśmy mieć odpowiednie środki i odpowiednich dyplomatów, żeby wygrać w tej wojnie to, co jest możliwe do wygrania.

Brak kontraktów w Iraku czy Afganistanie to nasze porażki w tej wojnie dyplomacji biznesowej. Brak silnej obecności polskiego biznesu w Chinach to kolejna porażka.

Zacznijmy od zmiany procedur wizowych w Chinach i innych krajach. To będzie pierwszy krok we właściwym kierunku.

Autor jest profesorem i rektorem Uczelni Vistula (d. Wyższa Szkoła Ekonomiczno-Informatyczna w Warszawie)

Niedawno na łamach „Rz" pisałem o ignorowaniu Polaków w czasie tsunami przez naszą ambasadę w Tokio. W tym artykule opiszę kolejne absurdy związane z operacyjnym funkcjonowaniem polskich placówek za granicą oraz w obszarze promocji Polski za granicą.

W przyszłym tygodniu ukaże się raport o innowacyjności polskiej gospodarki opracowany przez zespół ekspertów Uczelni Vistula na zlecenie Telekomunikacji Polskiej i Krajowej Izby Gospodarczej. W raporcie pokazujemy, że promocja Polski za granicą jest prowadzona przez 66 różnych urzędów oraz że używa się do tego 14 różnych logo, które nie mają żadnej wspólnej cechy, np. koloru, kształtu. Właśnie doszło 15. logo – polskiej prezydencji w Unii Europejskiej.

Pozostało 85% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy