Niedawno na łamach „Rz" pisałem o ignorowaniu Polaków w czasie tsunami przez naszą ambasadę w Tokio. W tym artykule opiszę kolejne absurdy związane z operacyjnym funkcjonowaniem polskich placówek za granicą oraz w obszarze promocji Polski za granicą.
W przyszłym tygodniu ukaże się raport o innowacyjności polskiej gospodarki opracowany przez zespół ekspertów Uczelni Vistula na zlecenie Telekomunikacji Polskiej i Krajowej Izby Gospodarczej. W raporcie pokazujemy, że promocja Polski za granicą jest prowadzona przez 66 różnych urzędów oraz że używa się do tego 14 różnych logo, które nie mają żadnej wspólnej cechy, np. koloru, kształtu. Właśnie doszło 15. logo – polskiej prezydencji w Unii Europejskiej.
***
W wielu krajach narastają różne patologie, ale w Polsce ich skala przyjmuje obszary kliniczne. Dotyczy to wzrostu zatrudnienia w administracji (trzykrotny w ciągu 20 lat) czy braku współpracy
(15 różnych logo) oraz marnowania środków publicznych (66 instytucji odpowiedzialnych za promocję za granicą).
Inna patologia, która toczy polską administrację publiczną, to legalistyczne podejście do każdej formy aktywności. W tym tygodniu gościłem na Uczelni Vistula delegację dyrektorów z Chińskiej Akademii Nauk. W gronie byłych ambasadorów w Chinach, członków klubu ambasadora przy mojej uczelni, rozmawialiśmy o polskiej prezydencji w Unii, w tym dlaczego Polska uniknęła kryzysu finansowego, o relacjach polsko-chińskich.