Pogarszające się nastroje na światowych rynkach finansowych, spowodowane m.in. brakiem rozstrzygnięć co do pakietu ratunkowego dla Grecji, czy też kolejnymi słabymi danymi makroekonomicznymi ze Stanów Zjednoczonych, spowodowały w czwartek gwałtowny wzrost zainteresowania inwestorów stabilnymi aktywami, przede wszystkim frankiem szwajcarskim.
Helwecka waluta uważana jest za bezpieczną przystań w trudnych czasach i jest chętnie kupowana w momentach dużej niepewności na rynkach. Rosnące zainteresowanie frankiem utrzymuje się już zresztą od kilku tygodni co skutkuje jego umacnianiem wobec innych walut, nie tylko wobec złotego. Za jedno euro trzeba obecnie płacić 1,19 franka czyli najmniej w historii. W umacnianiu szwajcarskiego pieniądza nie przeszkodziła nawet dzisiejsza decyzja tamtejszego banku centralnego o pozostawieniu stóp procentowych na niezmienionym, bardzo niskim poziomie. Gdyby stopy zostały podniesione atrakcyjność franka jeszcze by wzrosła.
Zwyżkujący kurs franka to fatalna informacja dla Polaków, którzy są zadłużeni w tej walucie. O godz. 13.30 trzeba było na za niego płacić 3,33 zł. Są jednak spore szanse, że dalsza zwyżka może zostać zatrzymana. Tak szybkie i znaczne ruchy na rynkach walutowych należą do rzadkości i często kończą się zmianą trendu na przeciwny. Nie oznacza to bynajmniej, że złoty zacznie teraz odrobić wcześniejsze straty. Do tego potrzebna jest poprawa nastrojów na globalnych rynkach, na co, póki co, nie zanosi się.
Ekonomiści spodziewają się, że w najbliższych miesiącach frank będzie jeszcze mocny, ale na koniec roku powinniśmy już płacić za niego około 3 złotych.
Piotr Bielski z BZWBK uważa, że wpływ na umocnienie się naszej waluty będzie miało kilka czynników. Przede wszystkim liczy, że inwestorzy pozbędą się obaw i bez żadnych zastrzeżeń będą lokować kapitał w naszej części Europy. Uważa też, że stare kraje unijne utrzymają problemy Grecji pod kontrolą i kłopoty tego kraju nie wpłyną na pogorszenie sytuacji ekonomicznej we wspólnocie.