Polski minister przemawiał w Parlamencie Europejskim w Strasburgu, gdzie reprezentował polską prezydencję. Teoretycznie stoi on do końca roku na czele unijnej rady ministrów finansów, ale w praktyce jego wpływ na działania antykryzysowe w Unii nie jest znaczący. Bo to kraje strefy euro spotykają się we własnym gronie i opracowują metody ratowania euro. Na razie bez większych rezultatów. Stąd patetyczny ton polskiego ministra.
– Musimy ratować Europę. Jeśli nie my, to kto? Jeśli nie teraz, to kiedy? – mówił Rostowski. Według niego wykluczenie Grecji ze strefy euro i zgoda na jej niekontrolowane bankructwo oznaczałaby rozpad strefy, z potężnymi skutkami gospodarczymi i politycznymi dla całej Europy.
Przytoczył też słowa z rozmowy z prezesem jednego z największych polskich banków, który wyraził obawy, czy takie zamieszanie polityczne nie doprowadzi do wojny. I – jak dodał – ten prezes banku wskazał, że "poważnie się zastanawia nad tym, by uzyskać dla dzieci zieloną kartę w USA". Rostowskiego nie uspokoiły słowa Martina Schulza, szefa europejskich socjalistów. – W naszej części Europy historia jest bardziej świeża. Nie pozwólmy historii wrócić w złym sensie tych słów – apelował minister.
W ramach swoich kompetencji polski minister obiecał porozumienie w sprawie tzw. sześciopaku, czyli pakietu aktów prawnych usprawniających zarządzanie gospodarcze w UE. Jest on przedmiotem sporu między Radą UE (reprezentowaną przez Polskę) a Parlamentem Europejskim. – Jesteśmy na dobrej drodze – mówił Rostowski.
– Przekazanie sprawy w ręce polskiej prezydencji to dobra decyzja. Zajmują się tym bardzo sprawnie – mówi "Rz" wysoki rangą dyplomata jednego z największych krajów Unii.