Posada dla zagranicznego menedżera

Cudzoziemcy na kierowniczych stanowiskach to norma w spółkach globalnych koncernów. Rzadziej sięgają po nich krajowe firmy, choć część traktuje to jako element przewagi nad konkurencją

Publikacja: 28.10.2011 04:18

Janusz Filipiak, twórca Comarchu (od lewej), Marcin Piróg, prezes PLL LOT, i Wojciech Kostrzewa, sze

Janusz Filipiak, twórca Comarchu (od lewej), Marcin Piróg, prezes PLL LOT, i Wojciech Kostrzewa, szef rady nadzorczej TVN, zdecydowali się sięgnąć po wsparcie doświadczonych menedżerów z zagranicy

Foto: Archiwum

W warszawskim biurze CD Projekt Red (dawniej Optimus), jednego z czołowych producentów gier komputerowych, często słychać angielski. Obowiązuje on w wewnętrznej komunikacji firmy, w której szefem działu produkcji jest Amerykanin, a wśród specjalistów są ludzie m.in. z Kanady, Australii i Filipin.

Jej spółką zależną GOG.com – która zajmuje się dystrybucją elektronicznych gier na pecety (głównie na zachodnich rynkach) – kieruje Francuz, a szef PR i marketingu jest Amerykaninem.

– Jeśli biznes jest nastawiony na międzynarodowego klienta, zespół menedżerów i pracowników też musi być międzynarodowy – twierdzi Adam Kiciński, prezes CD Projekt Red. Jak dodaje, menedżerowie i specjaliści z zagranicy wnoszą nie tylko doświadczenie w pracy przy dużych, znanych projektach, ale też inną kulturę organizacyjną, różne punkty widzenia, czyli wielokulturowość, która daje firmie przewagę.

Po zagranicznych menedżerów sięga też informatyczny Comarch, gdzie cudzoziemcami są m.in. jeden z dyrektorów handlowych oraz dyrektor centrum rozwoju biznesu. – Prowadzimy ekspansję na zagranicznych rynkach, więc nieodzowni są dla nas eksperci dobrze znający specyfikę i realia tamtych krajów – wyjaśnia Konrad Torański, wiceprezes firmy.

– W dobie jeśli nie globalnej, to regionalnej konkurencji umiędzynarodowienie zarządów i rad nadzorczych może tylko wzmocnić i wzbogacić firmę – twierdzi Wojciech Kostrzewa, prezes mediowej grupy ITI i przewodniczący rady nadzorczej TVN.

Pracownicy i inwestorzy telewizji przyzwyczaili się już do menedżerów z zagranicznym paszportem, zwłaszcza na stanowisku dyrektora finansowego grupy, w której przez lata za finanse odpowiadała pochodząca z RPA Karen Burgess, a teraz kieruje nimi Amerykanin John Driscoll (wcześniej kilka lat zarządzał finansami ITI, głównego akcjonariusza TVN). Zagraniczni menedżerowie na czele z prezesem Markusem Tellenbachem stanowią dziś połowę czteroosobowego zarządu grupy TVN, a zachodnie paszporty mają też dyrektor odpowiedzialny za strategię grupy i dyrektor operacyjny należącej do niej platformy „n".

Wojciech Kostrzewa podkreśla, że dobór ludzi zależy od celów, jakie stawiają przed firmą właściciele czy członkowie rady nadzorczej. Jeśli firma koncentruje się na lokalnym rynku, nie ma powodów, by szukać menedżerów z międzynarodowym doświadczeniem.

– Jeśli jednak działa albo finansuje się na międzynarodowych rynkach, to pozyskanie menedżera, który posiada takie doświadczenie i sieć osobistych kontaktów za granicą, ma głęboki sens – dodaje szef rady nadzorczej TVN. Zaznacza, że założyciele i rada nadzorcza TVN od początku byli przekonani, iż grono inwestujących w akcje telewizji będzie międzynarodowe. Co więcej, i sama TVN, i ITI korzystały z międzynarodowego finansowania.

– To rzutowało na dobór dyrektora finansowego, który musiał być osobą wiarygodną w oczach inwestorów pożyczających nam na dłuższy okres duże pieniądze – mówi Wojciech Kostrzewa. Nie bez znaczenia był też pewnie fakt, że jednym z założycieli grupy ITI jest szwajcarski biznesmen Bruno Valsangiacomo, jej obecny prezydent, będący też jednym z czterech cudzoziemców w 11-osobowej radzie nadzorczej TVN.

Krajowa konkurencja dla ekspata

Ilu menedżerów z zagranicznym paszportem pracuje w Polsce, nie wiadomo. Tym trudniej ustalić, ilu z nich zatrudniają firmy z rodzimym kapitałem.

Niektóre z nich nie chcą się zresztą chwalić zagranicznymi menedżerami. To zwłaszcza państwowe spółki, których związki zawodowe mogą to potraktować jako kosztowną fanaberię zarządu. Np. dopiero po wielu zapytaniach udało nam się uzyskać z PLL LOT potwierdzenie, że w centrali narodowego przewoźnika lotniczego pracuje czterech cudzoziemców na stanowiskach menedżerskich. Odpowiadają m.in. za siatkę połączeń, zarządzanie wpływami, optymalizację kosztów paliwa i efektywność załóg.

– Osoby te pochodzą z Belgii, Szwecji i Wielkiej Brytanii. Mają bogate doświadczenie w pracy w liniach lotniczych i są wybitnymi fachowcami w powierzonych im przez LOT obszarach – wyjaśnia Leszek Chorzewski, rzecznik PLL LOT.

– Takie spółki jak LOT, które w kraju nie mają konkurentów, ludzi z doświadczeniem w branży muszą szukać za granicą – zaznacza jeden z headhunterów.

Według danych Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej w ubiegłym roku wydano 3,9 tys. zezwoleń na pracę w naszym kraju dla przedstawicieli kadry kierowniczej i doradców (w tym 919 dla członków zarządów). To najmniej od dwóch lat, choć trzeba pamiętać, że te dane dotyczą tzw. państw trzecich, gdyż obywatele krajów Unii Europejskiej ani Szwajcarii o zezwolenia na pracę występować nie muszą.

Przedstawiciele firm executive search specjalizujących się w rekrutacji kandydatów na najwyższe stanowiska twierdzą, że krajowe firmy rzadko ściągają menedżerów z zagranicy. Po części dlatego, że nadal niewiele z nich ma plany regionalnego czy globalnego rozwoju, ale także ze względu na duży wybór wysoko wykwalifikowanych rodzimych menedżerów, często z doświadczeniem w pracy za granicą.

– Mamy już za sobą etap, gdy przyjeżdżał do Polski obcokrajowiec i pokazywał, co się robi na świecie. Dziś to często my robimy nowatorskie i ciekawe rzeczy – mówi Rafał Andrzejewski, partner w firmie Amrop.

Zbigniew Jagiełło, prezes PKO BP, podkreśla, że polscy menedżerowie średniego i wyższego szczebla mają bardzo dobre wykształcenie, doświadczenie, coraz częściej także zagraniczne, oraz znaczny potencjał rozwoju, ponieważ wielu z nich to ludzie młodzi.

– To oni stają się celem międzynarodowych firm headhunterskich. Dlatego rodzime korporacje, takie jak nasz bank, dla których Polska jest podstawowym rynkiem, starają się wdrażać systemy rozwoju kariery, programy motywacyjne dla najlepszych menedżerów po to, aby ich zatrzymać – dodaje szef PKO BP.

Jego opinię potwierdza Maciej Bednarczyk z Amropu. – Przez ostatnią dekadę Polska wykształciła na tyle dobrą kadrę menedżerską, że teraz to my ją eksportujemy do firm w regionie. A gdyby nie opór naszych menedżerów przed relokacją, ten eksport byłby jeszcze większy – zaznacza.

Zaspokoić ambicje właściciela

Maciej Bednarczyk ocenia, że więcej menedżerów z zagranicznym paszportem pracowało w polskich prywatnych firmach na początku wieku, gdy w Polsce brakowało ludzi z doświadczeniem w zarządzaniu kompleksowymi biznesami. Jednak nie zawsze ich nazwiska pojawiały się w składzie zarządów czy rad nadzorczych.

Często działali poza formalną strukturą firm jako doradcy właściciela albo rady nadzorczej, mając bardzo duży wpływ na firmę. Niekiedy zlecano im konkretne zadanie, np. przestawienie firmy na „zachodni sposób" zarządzania, wsparcie w zarządzaniu finansami albo w przygotowaniu fuzji i przejęć.

Ze wsparcia zagranicznych konsultantów i menedżerów często korzystał szósty na tegorocznej liście najbogatszych Polaków „Wprost" biznesmen Jerzy Starak, właściciel Polpharmy. W 2006 roku zatrudnił na stanowisku prezesa restrukturyzowanej wówczas spółki Stephena Steada, doświadczonego brytyjskiego menedżera branży farmaceutycznej, by, jak wyjaśniano wówczas w komunikacie firmy, przyspieszyć jej rozwój na szybko rosnących rynkach naszego regionu oraz umocnić pozycję lidera w Polsce. Teraz siedmioosobowym zarządem spółki kieruje ponownie Polak, ale pracuje w nim dwójka cudzoziemskich menedżerów z doświadczeniem w pracy w globalnych koncernach farmaceutycznych,

Headhunterzy przyznają, że dla niektórych prywatnych właścicieli firm (choć żaden by się do tego nie przyznał) zatrudnienie ekspata było także kwestią zaspokajania własnych ambicji – oto po wystartowaniu od przysłowiowego łóżka polowego teraz stać ich na zatrudnienie menedżera z zagranicznej korporacji.

– Dodatkowo liczyli, że skoro oni, nie mając przygotowania menedżerskiego, tak rozbudowali firmę, to doświadczony, światowy menedżer zrobi z niej prawdziwą perłę – dodaje Maciej Bednarczyk.

– Ale nie wszystkim to się udaje. Menedżerowie z korporacji przyzwyczajeni do większej swobody w zarządzaniu często nie radzą sobie z poziomem ingerencji właściciela, i to także w drobnych sprawach. Ten problem dotyczy jednak nie tylko cudzoziemców, ale i Polaków – zaznacza Bednarczyk.

Wojciech Kostrzewa potwierdza, że zagraniczny paszport nie jest gwarancją sukcesu. Kluczowy jest dobór właściwej osoby. Dopasowany do potrzeb firmy menedżer z zagranicy wnosi do niej zestaw umiejętności i doświadczeń, który trudno jest znaleźć w kraju.

– Ma też często inną ocenę sytuacji, co może pomóc wcześniej dostrzec nowe rynkowe trendy – mówi prezes grupy ITI. Dodaje też, że to właśnie takie unikalne na polskim rynku doświadczenie zarządzania telewizją naziemną oraz płatną zdecydowało w 2009 r. o wyborze na prezesa TVN Markusa Tellenbacha.

O takim doświadczeniu mówi też Dorota Kołecka, szefowa firmy dk Executive Search, która prowadzi teraz międzynarodowe poszukiwania członka zarządu dla polskiej firmy będącej światowym graczem w niszowej branży i zarabiającej głównie na zagranicznych rynkach.

– Mój klient wie, że w Polsce nie ma większych szans na znalezienie kogoś lepszego niż ludzie, których już zatrudnia. Szukamy więc kandydatów głównie za granicą – wyjaśnia Kołecka.

Kariera na dynamicznym rynku

Wojciech Kostrzewa ocenia, że dziś nie jest trudno namówić zagranicznych menedżerów do pracy w Polsce, zwłaszcza że rozwinięta infrastruktura w największych miastach (w tym międzynarodowe szkoły, których obecność to często wstępny warunek) ułatwia przeprowadzkę wraz z rodziną.

– Postrzeganie Polski i Warszawy bardzo się zmieniło od czasu naszego wejścia do Unii. Teraz jesteśmy traktowani na Zachodzie jako normalny rynek pracy. A od czasu kryzysu finansowego jeszcze lepiej – jako rosnący rynek w stabilnym otoczeniu – dodaje prezes grupy ITI.

Od prawie 20 lat mieszka i robi karierę w Polsce (z roczną przerwą na posadę dyrektora we France Telecom w Paryżu) Francuz Bertrand Le Guern. Obecnie jest prezesem naftowego Petrolinvestu kontrolowanego przez 29. na liście najbogatszych Polaków „Wprost" Ryszarda Krauzego. Le Guern twierdzi, że dla menedżerów z Zachodu bardzo motywujące jest tempo zmian w polskiej gospodarce, jej żywotność, gotowość do zmian.

– Teraz zarówno ekspaci z korporacji, jak i ci zatrudniani przez polskie firmy doceniają zalety dynamicznego rynku i jakość życia w Polsce, która przy niższych kosztach jest nawet lepsza niż na Zachodzie – ocenia Andrzej Maciejewski, szef polskiego oddziału SpencerStuart, firmy rekrutującej menedżerów.

Potwierdza to Szwed Johan H. Ohlson, dyrektor kreatywny w warszawskiej agencji reklamowej, który od ponad czterech lat z przerwami mieszka i pracuje w Polsce. Wcześniej był menedżerem w globalnych agencjach reklamowych, m.in. w Szwecji i Niemczech.

– Wprawdzie w Hamburgu dyrektor kreatywny może zarobić dwa, trzy razy więcej niż w Polsce, ale ceny usług są tam dużo wyższe. W Polsce za pensję menedżera można bardzo dobrze żyć, tym bardziej że w takich młodych branżach jak reklama ludzie z doświadczeniem w znanych agencjach na Zachodzie mogą liczyć na dobre zarobki. A dodatkowo mają satysfakcję z pracy na rynku, który szybko się zmienia i na którym można jeszcze dużo zrobić – twierdzi Ohlson, któremu karierę w Polsce ułatwia biegła znajomość polskiego (jego matka jest Polką).

– Bez znajomości polskiego trudno przejść z korporacji do pracy w krajowej firmie, gdzie na co dzień niełatwofunkcjonować z językiem angielskim. Ale tak jest w większości państw Europy – wskazuje Bertrand Le Guern, który przed objęciem stanowiska prezesa Petrolinvestu był m. in. wiceprezesem PTK Centertel i Telekomunikacji Polskiej, członkiem zarządu Netii i prezesem Canal+ Cyfrowy.

Nie tylko płynnie mówi po polsku, ale jest też współautorem wydanej przed kilkoma laty książki „Prymusom dziękujemy". Twierdzi, że praca w Polsce dała mu szansę na rozwinięcie umiejętności adaptacyjnych, funkcjonowania w nowym otoczeniu i nowej kulturze, co szczególnie dziś bardzo przydaje się w biznesie. Z kolei barierą jest niski poziom zaufania społecznego.

– Dla szefa firmy to konkretny problem, gdyż zaufanie jest bardzo istotnym elementem zarówno w relacjach z pracownikami, jak i w kontaktach biznesowych – podkreśla Le Guern. Dodaje, że niektórzy cudzoziemcy, przyjeżdżając do Polski, sądzą, że tu łatwiej niż na Zachodzie zrobią karierę. I często się rozczarowują. – Polska to dziś bardzo konkurencyjny rynek, który wymaga od menedżera wielu umiejętności – zaznacza szef Petrolinvestu.

Do you speak Polish?

Zazwyczaj, szukając na świecie kandydatów dla polskich firm, w pierwszym rzędzie skupiamy się na robiących międzynarodową karierę Polakach, których namawiamy na ewentualny powrót – mówi Andrzej Maciejewski z firmy executive search SpencerStuart. Podkreśla, że jedną z barier przy zatrudnieniu cudzoziemca jest brak znajomości polskiego.

Potwierdza to Rafał Andrzejewski z Amrop. Krajowe firmy szukają raczej ludzi, którzy płynnie mówią po polsku, a ten warunek rzadko spełnia kandydat z zagranicy. Częściej się to zdarza w przypadku ekspatów, którzy przyjechali do Polski w ramach korporacji, a potem często ze względów rodzinnych (zwykle żona Polka) osiedli u nas na stałe.

– Niewielu cudzoziemskich menedżerów chce zainwestować swój czas w naukę polskiego – twierdzi Dorota Kołecka z dk executive search. Przyznaje, że zagraniczne rekrutacje dla polskich firm nie są powszechne.

Tym bardziej że ściągnięcie dobrego menedżera z zagranicy jest dość drogim przedsięwzięciem – cenionym doświadczonym fachowcom nie wystarczą wysoka pensja i pakiet relokacyjny (bonus na przeprowadzkę). Co więcej, chcą pracować w prężnych firmach z atrakcyjną perspektywą rozwoju, np. w spółkach giełdowych czy tych z portfela znanych funduszy private equity.

Zdaniem Andrzeja Maciejewskiego fundusze tego typu często sięgają po cudzoziemców będących ekspertami w danej branży, gdyż przejmując lokalną firmę, chcą szybko zwiększyć jej szanse konkurowania z międzynarodowymi graczami, a przez to osiągnąć większą wartość biznesu. Ekspaci wchodzą zwykle do zarządu czy rady nadzorczej. Pojawiają się też we władzach spółek, które szukają kandydatów na regionalne stanowiska.

– Wtedy w rekrutacji uwzględnia się także kandydatów z Polski, ale jeśli cudzoziemiec może wnieść dodatkową wartość przez swe kontakty, doświadczenie i jest otwarty na relokację, to firma wybiera właśnie jego. Podobnie jest w sporcie, np. w piłce nożnej, gdy w polskich klubach, a nawet w reprezentacji, grają naturalizowani cudzoziemcy – twierdzi Maciejewski, który obsadzał ostatnio ekspatów na kierowniczych stanowiskach w sektorze medycznym, transporcie i telekomunikacji.  – W telekomunikacji i nowych technologiach wybór menedżerów z oczekiwanym przez inwestora doświadczeniem wciąż jest w Polsce ograniczony.

Rafał Andrzejewski z Amrop zwraca uwagę na jedną sytuację, w której polskie firmy wiele tracą, nie sięgając po cudzoziemców.

Otóż przegrywają szansę ekspansji na Zachód, nie znając tamtych realiów, rynku, a często i języka, choć mogłyby ją wykorzystać, zatrudniając menedżera Niemca, Hiszpana czy Francuza. Według niego niekiedy jest to kwestia swoiście pojętej oszczędności polskich prywatnych właścicieli, którzy niechętnie godzą się na rynkowe stawki dla swych menedżerów.

Krajowe firmy płacą mniej

Jedną z barier pojawiających się przy zatrudnianiu zagranicznych menedżerów w polskich firmach, zwłaszcza tych mniejszych, są różnice w zarobkach między spółkami z krajowym i zagranicznym kapitałem. Widać je między innymi w ogólnopolskim badaniu wynagrodzeń firmy Sedlak & Sedlak. Według pochodzących z niego danych w ubiegłym roku przeciętne zarobki dyrektora (mediana) w firmie z zagranicznym kapitałem wynosiły 16 tys. zł i były niemal dwukrotnie wyższe niż przeciętna płaca na tym samym stanowisku w polskiej spółce (8,5 tys zł). W przypadku członka zarządu ta różnica była jeszcze większa – w zagranicznej firmie zarabiał on przeciętnie 26 tys. zł, czyli ponaddwuipółkrotnie więcej niż jego kolega z krajowej spółki (10 tys. zł). Jak podaje portal Wynagrodzenia.pl, te różnice nie są kwestią ostatniego roku. – Taka relacja płac utrzymuje się od dłuższego czasu. Zarządzający rodzimymi spółkami otrzymywali zazwyczaj dwa razy niższe wynagrodzenie. Wyjątkiem był 2009 rok, kiedy w spółkach zagranicznych oferowano prawie trzy razy wyższe zarobki. W ubiegłym roku ta różnica wróciła do poziomu z poprzednich lat – wskazuje Krzysztof Domagała, redaktor portalu Wynagrodzenia.pl.

W warszawskim biurze CD Projekt Red (dawniej Optimus), jednego z czołowych producentów gier komputerowych, często słychać angielski. Obowiązuje on w wewnętrznej komunikacji firmy, w której szefem działu produkcji jest Amerykanin, a wśród specjalistów są ludzie m.in. z Kanady, Australii i Filipin.

Jej spółką zależną GOG.com – która zajmuje się dystrybucją elektronicznych gier na pecety (głównie na zachodnich rynkach) – kieruje Francuz, a szef PR i marketingu jest Amerykaninem.

Pozostało 97% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy