Zdaniem Julie Kozak, szefowej misji MFW w Polsce, nasz kraj może pośrednio ucierpieć na ewentualnym wyjściu Grecji ze strefy euro i kryzysie zadłużeniowym. Ryzyko stwarza obecność dużych banków globalnych oraz handel zagraniczny, bo to kraje strefy euro są głównym odbiorcą naszego eksportu.
Na razie jednak cierpimy całkiem bezpośrednio. Wczoraj nasza waluta zaczęła dzień od kolejnych spadków. Frank szwajcarski kosztował 3,66 zł (najwięcej od czterech miesięcy). Po południu sytuacja się nieco poprawiła, bo zmienił się trochę nastrój na globalnych rynkach. Pomogła też interwencja resortu finansów, który uznał, że tak słaby złoty to doskonały moment do sprzedaży walut na rynku (głównie euro pochodzących z funduszy UE). Na koniec dnia euro kosztowało 4,34 zł, dolar 3,41 zł, a frank – 3,62 zł. Ale to i tak o 8 – 11 groszy więcej niż na początku tygodnia.
Podobnie było na warszawskim parkiecie. WIG20 zakończył dzień 0,4-proc. wzrostem, ale zaczął go od 2,7-proc. spadku. W porównaniu z początkiem tygodnia i tak jest 1,8 proc. na minusie. Giełdy europejskie zamknęły dzień spadkami: niemiecki indeks DAX o 0,26 proc., a brytyjski indeks FTSE 100 o 0,6 proc. do 5.405,25 pkt.
– Ostatnie wahania to efekt lekkiej paniki inwestorów w odniesieniu do wieści płynących z Grecji. Nikt dokładnie nie wie, jakie będą skutki zawirowań w strefie euro, więc lepiej chuchać na zimne. Gorączka powinna minąć w ciągu miesiąca- półtora – ocenia Jacek Wiśniewski, dyrektor domu maklerskiego Raiffeisen Brokers.
Bo fundamenty polskiej gospodarki są dobre. MFW?podtrzymał prognozy, że w tym roku nasz PKB wzrośnie o 2,6 proc., deficyt sektora finansów publicznych spadnie do 3,1 proc. PKB?(z 5,1 proc. w 2011 r.). Patrząc na takie otoczenie rynkowe, podwyżka stóp procentowych jest nieuzasadniona – ocenia MFW.