W unii bankowej ważne będą cztery podstawowe elementy: wspólne regulacje, jednolity urząd nadzoru, który zapewni, że są one wdrażane w sposób spójny, wspólny organ upadłościowy z kompetencjami do zamykania podupadłych banków i wreszcie wspólny fundusz gwarancji depozytów. Francja, wspierana przez Włochy i Hiszpanię uważa, że taki pakiet trzeba wdrożyć szybko, by rozer-wać związek pomiędzy państwami a bankami, który leży u podstaw kryzysu. Komisja Europejska twierdzi, że wiele z tych celów można szybko zrealizować za pomocą istniejących regulacji unijnych.
Założenie to wydaje się jednak przesadnie optymistyczne. Oczywiście UE poczyniła postęp, jeżeli chodzi o ujednolicenie regulacji. Jednak nowa dyrektywa o rynkach kapitałowych nie została jeszcze ratyfikowana mimo trwających od roku negocjacji, a kontrowersyjna propozycja KE, by przyjąć jednolitą procedurą upadłościową, została przedstawiona zaledwie w ubiegłym tygodniu. Jest mało prawdopodobne, by stała się prawem wcześniej niż za rok.
Jeszcze bardziej problematyczna jest kwestia wspólnego nadzoru bankowego, kluczowego dla ochrony przed moralnym hazardem. Bez tego kraje mogą odczuwać pokusę, by łagodnie traktować banki, wiedząc, że w razie porażki będą mogły obciążyć rachunkiem sąsiadów. Kto jednak powinien sprawować tę władzę? Europejski Urząd Bankowy ma niewielką wiarygodność. Europejski Bank Centralny nie ma doświadczenia. Narodowe banki centralne zaś okazały się zbyt podatne na lokalną presję polityczną, co widać było cho-ciażby w Hiszpanii.
Niemcy uważają, że 20 – 30 najważniejszych z systemowego punktu widzenia banków powinno być nadzorowanych centralnie, a mniejsze powinny podlegać nadzorowi lokalnemu. To pasuje Niemcom, gdzie większość systemu bankowego składa się z mniejszych graczy, ale będzie raczej nie do zaakceptowania przez Francję, gdzie system bankowy opiera się w dużej mierze na trzech wielkich grupach. Niemcy uważają również, że wspólny nadzór powinien dotyczyć wszystkich 27 państw członkowskich UE, by zachować integralność wspólnego rynku. To z pewnością nie spodoba się Wielkiej Brytanii.
Dopiero po wprowadzeniu wspólnego nadzoru Niemcy będą skłonne rozważyć następny krok: wspólny europejski urząd upadłościowy, wspierany przez takiż fundusz. To ma sens: Ktokolwiek zapewnia pieniądze na ratowanie banków, musi mieć również kompetencje do decydowania, co powinno stać się z danym bankiem, jego inwestorami i zarządem. Niemcy uważają również, że wszelka próba stworzenia takiego wspólnego mechanizmu stanowiłaby złamanie unijnej zasady „żadnej pomocy" i w związku z tym wymagałaby zmiany traktatu europejskiego. Taki krok pociągnąłby za sobą długi i trudny proces ratyfikacji we wszystkich 27 krajach członkowskich.