Japoński premier Yoshihiko Noda przyznał niedawno, że jego rząd rozważa kupno niezamieszkałych wysp Senkaku (po chińsku Diaoyu). To pięć niewielkich bezludnych wysp leżących na Morzu Wschodniochińskim, ok. 170 km na wschód od Tajwan, o łącznej powierzchni zaledwie 5,49 km². O co więc toczy się spór?
Przede wszystkim o złoża gazu i ropy znajdujące najprawdopodobniej się wokół wysp, które otoczone są także wodami bogatymi w ryby. W 1895 r. Senkaku zostały odebrane Chinom przez Japończyków, po II wojnie światowej znajdowały się pod administracją USA, a w 1972 r. zostały przekazane Japonii. Oprócz Chin i Japonii, prawo do wysp rości sobie również Republika Chińska (Tajwan).
– Obie strony zapędziły się w kozi róg, pomimo wspólnych interesów gospodarczych. Oba kraje są świadome, że są dla siebie bardzo ważnymi partnerami gospodarczymi, ale mają własne cele polityczne, których nie mogą ignorować – powiedział Lam Peng Er z Narodowego Uniwersytetu Singapuru.
Wymiana handlowa między Chinami i Japonią sięgnęła w 2011 r. rekordowych 345 mld dol. i była o 14,3 proc. wyższa niż rok wcześniej. Zdaniem ekspertów, z powodu dużej zależności między obiema gospodarkami, spór prawdopodobnie zakończy się na słownych przepychankach. – Podejmowanie działań odwetowych dla obu krajów jest jak strzelanie sobie w stopę, ponieważ ich gospodarki są bardzo mocno od siebie uzależnione – uważa Lam Peng Er.
– Celem premiera Nody nie jest eskalacja konfliktu, ale coś wprost przeciwnego. On chce ustabilizować sytuację – uważa profesor Akio Takahara z Uniwersytetu Tokijskiego. Inni komentatorzy uważają jednak, że celem tracącego popularność Yoshihiko Nody jest jedynie zyskanie w oczach wyborców. Niezależnie od intencji, eksperci przekonują, że taki ruch zamiast zmniejszyć napięcie pomiędzy oboma krajami, zwiększyłby je. Ich zdaniem, premier Noda nie zamierzał sprowokować Chiny, a dalszy przebieg konfliktu zależy od tego, jak zareaguje rząd w Pekinie.