Po ponad 40-proc. wzroście gospodarczym w 2011 roku perspektywy gospodarki na 2012 rok przedstawiały się początkowo optymistycznie. Prognozy PKB tzw. konsensusu londyńskiego, w którym uczestniczy ok. 20 krajowych i zagranicznych ośrodków prognostycznych w końcu 2011 roku i na początku ubiegłego roku, pewnie siłą rozpędu, sięgały 4 proc.
Pod koniec I połowy roku zatrzymały się one na poziomie 2,8 proc., a poczynając od sierpnia, były już obniżane do końca roku z miesiąca na miesiąc o 0,1 pkt proc. Początkowy optymistyczny scenariusz potwierdzały wyniki gospodarcze I kwartału, kiedy GUS ogłosił komunikat o 3,6 proc. wzrostu PKB.
Poza stosunkowo dobrymi wynikami I kwartału, także w przypadku popytu krajowego (wzrost o 2,5 proc.), źródeł optymizmu było jeszcze kilka. Dobre wyniki finansowe przedsiębiorstw wzmacniały wiarę w efekt zielonej wyspy. Przez cały 2012 rok rentowność obrotu brutto była większa niż 4 proc., rentowność netto zaś większa niż 3 proc. Były to rezultaty nieco gorsze niż w 2011 roku, jednak ciągle na dobrym poziomie. Podobnie było z płynnością finansową.
Jestem zdania, że zbyt dużą wagę przywiązuje się do podawanych przez GUS bieżących danych, które odnoszą się przede wszystkim do większych przedsiębiorstw. Tymczasem sytuacja przedsiębiorstw rozpatrywana na poziomie zagregowanych danych jest zróżnicowana.
Najważniejszym czynnikiem różnicującym wyniki finansowe przedsiębiorstw w Polsce od lat jest ich wielkość: im większe przedsiębiorstwo tym lepsza jego sytuacja.