W ostatnim roku większość dostępnych w Polsce funduszy powiązanych z surowcami notowała straty. Jeśli pod uwagę weźmiemy wyniki za ostatnie trzy lata, jest jeszcze gorzej, bo wszystkie fundusze są na minusie.
Wyniki te nie powinny dziwić. Zgodnie z teorią cyklu koniunkturalnego ceny surowców rosną u schyłku ożywienia w gospodarce oraz przy wzroście inflacji.
Co czeka ten rynek w najbliższych miesiącach? Zdaniem części analityków najwyżej stagnacja. A to za sprawą słabej koniunktury gospodarczej na rynkach wschodzących, w tym głównie w Chinach; dotychczas w krajach tych z powodu szybkiego rozwoju istniał ogromny popyt nie tylko na metale przemysłowe, ale również na złoto.
Do wyjątków można zaliczyć niektóre metale wykorzystywane w przemyśle, takie jak nikiel, pallad czy cynk. W tym przypadku popyt przewyższa podaż (jest większe zapotrzebowanie na te surowce niż możliwości ich pozyskania). W efekcie eksperci spodziewają się wzrostu cen.
Może kupić złoto
Według Wojciecha Białka, głównego analityka CDM Pekao, surowce najprawdopodobniej wyczerpały już większość swojego spadkowego potencjału i powinny drożeć w końcowej fazie ożywienia gospodarczego oraz w początkowej fazie spowolnienia. Dlatego w jego raporcie przykładowy portfel inwestycyjny na drugi kwartał tego roku składa się w 45 proc. z surowców oraz w 45 proc. z akcji. Oznacza to, że udział akcji w stosunku do poprzedniego portfela (z pierwszego kwartału) spadł z 70 do 45 proc., a surowców wzrósł z 20 proc. do 45 proc. Zdaniem analityka czynnikiem ryzyka w zakładanym scenariuszu może być m.in. ponowna eskalację kryzysu w strefie euro czy pojawienie się nowych przyczyn spowolnienia gospodarczego na świecie. Spowodowałoby to wyprzedaż surowców i akcji z rynków wschodzących.