W czasie kampanii wyborczej prezydent-elekt Donald Trump obiecywał wyrzucenie do kosza Partnerstwa Transpacyficznego, renegocjowanie warunków Północnoamerykańskiego Układu Wolnego Handlu i penalizowanie chińskiego importu. I chociaż będzie mógł zrealizować te obietnice nie wcześniej, niż w styczniu, po oficjalnym objęciu urzędu, to nawet bez niego protekcjonizm powoli rośnie, a handel spowalnia.
Unia Europejska, w odpowiedzi na protesty miejscowego przemysłu stalowego, ukarała w tym roku chińskich konkurentów za rzekomą sprzedaż stali po cenach niższych od kosztów ogłaszając wprowadzenie podatku antydumpingowego od chińskiej stali w wysokości aż 8,1 proc. – Wolny handel musi być sprawiedliwy, a tylko sprawiedliwy handel może być wolny – powiedział w oświadczeniu z 9 listopada wiceprezydent Komisji Europejskiej Jyrki Katainen dodając, że od wolnego handlu uzależnione jest ok. 30 mln Europejczyków.
Ponieważ wzrost gospodarczy w Stanach Zjednoczonych, Europie i Japonii jest stosunkowo słaby, a chińska gospodarka wyhamowuje, to teraz wiele firm z całego świata – głównie te, które wcześniej przejadły się łatwym kredytem – po globalnym kryzysie finansowym ma nadmierne moce produkcyjne i walczy o zdobycie klientów.
– Tort rośnie coraz wolniej, a to sprawia, że krajowi producenci coraz gwałtowniej bronią swojego kawałka i w sytuacji zagrożenia są gotowi o niego walczyć – mówi Tim Condon, główny ekonomista ds. Azji w ING w Singapurze.
Główny ekonomista Bloomberg Intelligence na Azję, Tom Orlik, podkreśla, że w ciągu ostatnich dwudziestu lat konsumenci i firmy wydawali ogromne pieniądze na laptopy, tablety i smartfony, ale mimo podejmowanych przez Apple działań w kierunku spopularyzowania smartwatcha, nie ma obecnie żadnego przełomowego urządzenia zdolnego tak zdynamizować światowy handel. Ponadto, brak wyraźnego wzrostu dochodów na Zachodzie zmusza polityków do demonstrowania zrozumienia dla problemów wyborców.