Otrzymaliśmy ostatnio piorunującą mieszankę danych – z pola walki z covidem i z gospodarki. Z koronawirusem przegrywamy koncertowo. Zakażeń w Polsce jest najwięcej od początku pandemii, co w obliczu szarży omikrona i niemrawych działań rządu zwiastuje zderzenie ze ścianą zachorowań i śmierci.
Tymczasem w gospodarce trwa bal karnawałowy. Płace w sektorze przedsiębiorstw wystrzeliły w grudniu o 11,8 proc. (przy 8,6-proc. inflacji) i są najwyższe w historii. I choć ekonomiści mają wątpliwości, czy dodatkowo nie podbiła ich ucieczka z częścią wynagrodzeń przed wprowadzeniem w styczniu Polskiego Ładu, to już wysoki wzrost produkcji przemysłowej pokazuje, że gospodarka rozgrzana jest do czerwoności. Według szacunków ekonomistów produkt krajowy brutto urósł w ostatnim kwartale aż o 7 proc. rok do roku, co daje w całym 2021 r. ponad 5,5 proc.
Na horyzoncie jednak widać hamowanie. Po pierwsze, wzrost cen energii sprawia, że wielu firmom nie uda się przerzucić tego kosztu na odbiorców i znajdą się w opałach. Już napływają informacje o zamykanych piekarniach.
Po drugie, wielu konsumentów nie będzie w stanie wynegocjować podwyżek uposażeń i w warunkach wysokiej inflacji będą musieli zacisnąć pasa. Bo rządowe tarcze antyinflacyjne będą miały ograniczone znaczenie, zwłaszcza obniżka VAT na żywność, którą w dużym stopniu skonsumują będący pod presją wzrostu kosztów producenci i handlowcy. A i obiecane przez premiera 5 zł za litr paliwa należy między bajki włożyć, bo drożeje ropa.
Po trzecie, chaos Polskiego Ładu i niepewność, jak będą w 2022 r. wyglądać zarobki netto, dodatkowo skłaniać będzie konsumentów do ostrożnego wydawania pieniędzy. Dla przedsiębiorców Polski Ład już jest kolejnym ciosem po drogiej energii.