Niemcy nie są już chorym człowiekiem Europy. W ostatnich latach zreformowali gospodarkę, biją rekord za rekordem w wysokości eksportu, mają stabilny, chociaż ociężały rząd koalicyjny, nie robią długów i umacniają systematycznie swoją pozycję międzynarodową, tak w Europie, jak i na świecie. Rodzi się nawet coraz więcej dzieci i mało kto zawraca już sobie głowę obawami o wymieraniu narodu, o czym jeszcze niedawno politycy potrafili dyskutować do upadłego. Wszystko tojednak nie gwarantuje Niemcom spokoju.

Afery korupcyjne, oszustwa podatkowe oraz przetasowania na scenie politycznej wywołują zamieszanie, jakiego dawno nie było.Sensacja goni za sensacją. Ostatnią jest zapowiedź współpracy ugrupowania Zielonych z CDU. Na razie w Hamburgu, ale niewykluczone, że w przyszłości i w innych landach, a być może także na szczeblu federalnym. Oba ugrupowania dzieli ideologiczna przepaść. Podobna przepaść dzieli socjaldemokratów z SPD i Partię Lewicy (kuriozalny sojusz postkomunistów z byłej NRD z dysydentami z SPD na zachodzie), lecz mimo to szef SPD, Kurt Beck otworzył furtkę dla współpracy obu partii w Hesji.

Jest to pierwszy land na zachodzie Niemiec, w którym lewica może mieć coś do powiedzenia.

Wywołał tym samym kryzys we własnej partii i niektórzy jej liderzy nie podają mu już nawet ręki. Za to, że wprowadza postkomunistów na salony i prowokuje największą od ponad ćwierć wieku zmianę systemu politycznego w Niemczech. Poprzednia miała miejsce w 1985 roku, kiedy Joschka Fischer przywódca Zielonych, nowego ugrupowania na politycznej scenie, w tenisówkach i dżinsach przyjmował w tejże Hesjinominację na szefa resortu ochrony środowiska. Kilkanaście lat później Fischer był już ministrem spraw zagranicznych RFN.Nikt nie wróży dzisiaj podobnej kariery przywódcom postkomunistów, ale również nikt jej nie wyklucza.

– Obserwujemy z niepokojem, jak cała niemiecka scena polityczna przemieszcza się powoli na lewo – mówi Stefan Dietrich, jeden z szefów konserwatywnej „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. Konsekwencje są widoczne jak na dłoni. Politycy wszystkich ugrupowań, z wyjątkiem liberalnej FDP, prześcigają się w krytykowaniu niemieckich menedżerów, oskarżając ich o chciwość i brak gospodarczego patriotyzmu. – Politycy przespali rewolucję kapitalistyczną i nadrabiają to teraz agresywną retoryką – ocenia „Spiegel Online” i pyta, czy turbokapitalizm zniszczy niemiecką demokrację. Rękami polityków, którzy nie wiedzą, jak uspokoić społeczne obawy będące skutkiem globalizacji, i szukają sojuszników nawet wśród postkomunistów. Szermują przy tym hasłami sprawiedliwości społecznej, reagując nerwowo na informacje wielkich koncernów, które choć notują rekordowe zyski, to zapowiadają falę zwolnień. – Wszyscy powinni korzystać ze wzrostu gospodarczego. Mamy wiele zastrzeżeń do funkcjonowania społecznej gospodarki rynkowej – podkreśliła w piątek kanclerz Angela Merkel na spotkaniu z przemysłowcami.