Nie ma szans, aby w tym roku sytuacja finansów publicznych krajów członkowskich Unii Europejskiej się poprawiła. Narastające deficyty w kolejnych miesiącach roku pokazują, że całoroczny wynik będzie jeszcze gorszy niż po 2009 r.
Dziury budżetowe krajów członkowskich po pierwszym kwartale roku – jak wskazują pierwsze szacunki – sięgają połowy planów przewidzianych na cały rok. W przypadku Węgier wynik może być jeszcze gorszy, bo już po lutym deficyt został tam zrealizowany w 40 proc. (w Polsce 32,3 proc. planu). Jeszcze czarniej rysuje się scenariusz dla Wielkiej Brytanii, która w marcu kończy swój rok obrachunkowy z przewidywanym deficytem sięgającym 180 mld funtów, czyli 13 proc. PKB.
To gorszy wynik od greckiego – dla Greków rok 2009 zakończył się dziurą sięgającą 12,7 proc. PKB. Nic dziwnego, skoro pierwszy raz w historii rząd w Londynie wydał w styczniu o 4,3 mld funtów więcej, niż wpłynęło z podatków. To ewenement, bo zawsze na początku roku wpływy podatkowe są tam rekordowe z uwagi na upływający termin wpłaty CIT.
Na nawoływania Komisji Europejskiej do zaciskania pasa rządy pozostają głuche. Niemiecki Bundestag zatwierdził w miniony piątek rekordowy deficyt na poziomie 80,2 mld euro, a rząd chciał nawet, aby sięgnął on 86,1 mld euro. Także Brytyjczycy nie zgodzili się na pakiet oszczędnościowy, w wyniku którego w kasie państwa miało zostać 20 mld funtów. Powód jest prosty – cała Unia drży przed powrotem recesji. – Zbyt wczesne ograniczenie wydatków może wywołać nawrót recesji, dlatego proponuję, by do uzdrawiania finansów publicznych zabrać się dopiero w 2011 r. – stwierdził oficjalnie brytyjski minister finansów Alistair Darling.
Także były niemiecki minister finansów Peer Steinbruck przyznał, że daty redukcji deficytów wyznaczone przez KE są nierealne. – Bazując na aktualnych prognozach gospodarczych nie będziemy w stanie sprowadzić deficytu budżetowego do wymogów Unii do 2013 albo 2014 roku – wyjaśnił.