Inwestorzy na całym świecie drżą na myśl o recesji w Stanach Zjednoczonych. Osłabienie największej gospodarki świata nie może pozostać bez wpływu na inne kraje. Dla inwestorów to jednoznaczny sygnał, że perspektywy wzrostu zysków spółek pogarszają się, co prowadzi do spadków indeksów. A ponieważ inwestorzy nie wiedzą do końca, do jakiego stopnia zyski spółek ucierpią na amerykańskiej recesji, boją się najgorszego scenariusza i panicznie wyprzedają akcje.
Źródło kłopotów Ameryki leży zaś w rynku nieruchomości. Ceny domów w latach 2001 – 2005 zostały napompowane do horrendalnych poziomów. Kiedy zaczęły spadać, nastroje konsumentów zaczęły się pogarszać. Amerykanie bowiem traktują swoje domy jako zabezpieczenie zaciąganych kredytów. Jeżeli konsumpcja, która stanowi 70 proc. PKB USA zacznie spadać, recesja jest murowana. Co więcej, banki ponoszą ogromne straty na inwestycjach w obligacje zabezpieczone najbardziej ryzykownymi pożyczkami hipotecznymi. Teraz zajmują się łataniem swoich bilansów i niechętnie udzielają kredytów.
Znaczne spadki spowodowane są również wycofywaniem się wielu Polaków z funduszy inwestycyjnych. W ostatnich latach trwał na nie prawdziwy boom. Masowy napływ pieniędzy do funduszy sprawił, że ceny akcji zostały wywindowane do bardzo wysokich poziomów. Teraz drobnych inwestorów ogarnął strach i trend się odwrócił – następuje masowa wyprzedaż jednostek uczestnictwa.
-29,2 proc.
Gospodarka japońska jest silnie związana z rynkiem amerykańskim. To właśnie do USA trafia najwięcej dóbr produkowanych na eksport w kraju Kwitnącej Wiśni. Nie dziwi więc, że widmo recesji w USA budzi lęk tamtejszych inwestorów. Indeks Nikkei znajduje się obecnie na najniższym poziomie od dwóch lat. W ciągu ostatnich sześciu miesięcy spośród 225 firm przed spadkami obroniło się tylko 28.