Gdy światowe indeksy i polski WIG zniżkowały, ekonomiści ogłosili początek światowej recesji. George Soros, słynny amerykański finansista, ostrzegł, że idzie najpotężniejszy kryzys od zakończenia II wojny. Czy tak będzie, wkrótce się przekonamy. Na razie wiemy, że wczorajszy dzień na giełdach był najgorszym od 11 września 2001 r., czyli zamachu na WTC. Akcje sprzedawały wczoraj zarówno fundusze inwestycyjne, jak i zwykli Kowalscy. A skala tej wyprzedaży była bardzo duża. – Możliwe, że saldo umorzeń jednostek wyniesie w skali całego rynku nawet kilka miliardów złotych. Może paść rekord. Poziom wykupów dokonywanych przez klientów jest zdecydowanie większy niż w normalnej sytuacji – mówi Cezary Burzyński, prezes PKO TFI.
Ekonomiści jednak uspokajają – recesja za oceanem nie musi oznaczać recesji w Polsce. Szef misji Międzynarodowego Funduszu Walutowego, która zakończyła wczoraj prace w Warszawie, Poul Thomsen twierdzi, że nasz kraj nie jest w takim stopniu uzależniony od gospodarki amerykańskiej, jak kraje starej Unii Europejskiej. – Kryzys w USA nie zagraża bezpośrednio Polsce. Jednak w jakimś stopniu na pewno się odbije na tutejszej gospodarce, choćby poprzez osłabienie w Unii – przekonywał Thomsen. Jego zdaniem drastycznych skutków uda się uniknąć paradoksalnie dzięki temu, że nie ma u nas jeszcze mocno rozwiniętych instrumentów finansowych. Nie są one tak złożone jak na zachodzie Europy. Stąd prognozy funduszu dla polskiej gospodarki są dość wysokie – przewidują rozwój w tempie 5 proc. PKB.
Także polscy ekonomiści studzą obawy. Spodziewają się spowolnienia wzrostu gospodarczego w strefie euro, choćby z powodu zmniejszenia poziomu inwestycji, ale to ich zdaniem nie oznacza jeszcze załamania. Według Jarosława Janeckiego z Societe Generale pogorszenie koniunktury na świecie najbardziej odczują nasi eksporterzy. Niższy popyt w Europie spowoduje bowiem mniejsze zainteresowanie polskimi produktami. To z kolei się odbije na rozwoju naszych firm i na powiększeniu dysproporcji w handlu. – Popyt wewnętrzny nakręcany przez zwykłego Kowalskiego spowoduje, że import nie osłabnie, a eksport będzie spadał, co spowoduje wzrost deficytu na rachunku obrotów bieżących – prognozuje ekonomista. Tę opinię podziela też analityk londyńskiego TD Securities Bartosz Pawłowski. – Recesja rozumiana jako kilka kwartałów spadku PKB Polsce raczej nie grozi. Natomiast spowolnienie wzrostu jak najbardziej – uważa analityk. Oprócz docierających do nas skutków recesji na świecie wpłynie na to lekkie przegrzanie gospodarki w ostatnim okresie, które doprowadziło do napięć na rynku pracy utrudniających działalność przedsiębiorstw.
Główny ekonomista Citi Handlowego Piotr Kalisz zwraca uwagę, że niezależnie od tego, jak bardzo rozleje się recesja, inwestorzy wolą odsunąć się od giełdy. – Widać wyraźnie odpływ graczy z parkietu, rośnie zaś zainteresowanie obligacjami – mówi Kalisz. Jego zdaniem na dłuższą metę to nasz kraj będzie tym, gdzie inwestorzy zechcą lokować kapitał. Jarosław Janecki z SG dodaje, że sprzyjać temu będzie dobra notyfikacja fiskalna, jaką lada moment nasz rząd prześle do Brukseli. – Deficyt finansów publicznych wyniesie zapewne sporo poniżej 3 proc. PKB, a to uwiarygodni nasz kraj i zwróci uwagę agencji ratingowych – podkreśla Janecki. – To zachęci inwestorów, tym bardziej że w porównaniu z Węgrami czy Czechami nasz kraj cały czas jeszcze ma spory potencjał inwestycyjny.
Inwestorzy nie uwierzyli w pakiet ratunkowy Busha. Indeksy giełdowe w Ameryce, Azji i Europie szalały. W dół poszybował też WIG, który zakończył sesję na poziomie 44 509,36 pkt., co oznacza stratę 5,56 proc.