Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo zaostrza swoje żądania dotyczące podniesienia cen gazu. Teraz chce zatwierdzenia przez Urząd Regulacji Energetyki przedstawionej taryfy, która zakłada ceny wyższe o około 30 proc., by handel tym surowcem przestał być dla spółki deficytowy. PGNiG domaga się, by URE dokonał takiej rewizji już od 1 kwietnia. Według informacji „Rz” regulator nie wyrazi na to zgody. Różnica żądań jest znacząca, ponieważ wcześniej PGNiG złożyło wniosek o podwyżkę cen o 8 – 9 proc.
Cena gazu stanowi tylko około połowy rachunku przeciętnego odbiorcy, który wnosi jeszcze opłatę abonamentową i tzw. przesyłową. Zatem podwyżka proponowana przez PGNiG skutkować będzie wzrostem opłat o kilkanaście procent. Wszystko zależy od tego, do jakiej grupy należy konkretny odbiorca. Podwyżka uderzy też w firmy, zwłaszcza w zakłady azotowe i huty szkła.
Można się jednak spodziewać, że prezes URE dokładnie przeanalizuje propozycję spółki i – jeśli nie uzna wszystkich jej argumentów – ceny gazu nie wzrosną tak bardzo. W poprzednich latach URE ograniczał podwyżki.
Firma tłumaczy najnowszą propozycję tym, że gwałtownie wzrosły koszty importu gazu. PGNiG sprowadza z zagranicy ponad 60 proc. potrzebnego surowca, większość z Rosji i państw azjatyckich. Gaz ten kosztuje około 300 dol. za 1 tys. m sześc., ale spółka pozyskuje z krajowych złóż surowiec znacznie tańszy (poniżej 100 dol. za 1 tys. m sześc.).
Ceny gazu na świecie ustalane są w odniesieniu do notowań ropy naftowej, która jest od kilku miesięcy wyjątkowo droga.