Kiedy przed rokiem w „Moich Pieniądzach” pisaliśmy o prognozach walutowych, wielu ekonomistów na świecie mówiło: dolar nie może być słabszy. Gdyby ktoś ich wówczas posłuchał, mógłby bardzo kiepsko na tym wyjść. Przez ostatnie miesiące amerykańska waluta straciła wobec złotego 20 proc. To sygnał ostrzegawczy, że prognozowanie kursów jest bardzo trudne i ryzykowne.
Czy to oznacza, że należy załamać ręce i zdać się na los? Parafrazując słynne powiedzenie Winstona Churchilla, można powiedzieć: prognozowanie walut to najgorsza z możliwych strategii. Ale nie ma lepszej. Nawet na tym nieprzewidywalnym rynku trzeba mieć jakieś drogowskazy.
Czy złoty jest skazany na umocnienie? – Raczej tak, przynajmniej wobec euro – odpowiada Jacek Wiśniewski, główny ekonomista Raiffeisen Banku. Od 2004 r. wartość polskiej waluty systematycznie rośnie wobec euro. W maju 2004 r. waluta europejska kosztowała niemal 5 zł, w kolejnych latach było to odpowiednio 4,1 zł (maj 2005 r.), 3,8 zł (maj 2006 r.), 3,7 zł (maj 2007 r.), a obecnie niecałe 3,4 zł. I niewykluczone, że za rok będzie to około 3,2 – 3,3 zł. Kurs naszej waluty wobec euro odzwierciedla stan polskiej gospodarki, która rozwija się szybciej niż gospodarka strefy euro.
Zamiana oszczędności życia na euro może być zatem najgorszą z możliwych strategii.
– Jeżeli ktoś chce oszczędzać w bardzo długim okresie, może traktować inwestycje w aktywa nominowane w euro – akcje czy obligacje – jako formę zróżnicowania ryzyka. Ale w ciągu roku czy dwóch byłaby to czysta spekulacja – twierdzi Jacek Wiśniewski.