Kryzys na rynkach finansowych spowodował, że banki cierpią na brak środków, które mogłyby przeznaczać na akcję kredytową. Trudno im pożyczyć pieniądze na rynku międzybankowym, bo finansiści stracili do siebie zaufanie. Jeszcze gorzej jest z pożyczkami od spółek matek, bo wielu zagranicznych właścicieli polskich banków przeżywa kłopoty. Pozostaje więc sięgać po środki klientów. Stąd obserwowana ostatnio licytacja na odsetki.
Nie ma już problemu ze znalezieniem lokaty na osiem czy nawet więcej procent. Tak wysokich stawek nie widzieliśmy w polskich bankach od kilku lat. Dla klientów unikających obecnie giełdy i funduszy inwestycyjnych jest to okazja na dość atrakcyjne, a przede wszystkim bezpieczne ulokowanie pieniędzy. Niestety, warunki, na jakich proponowane są depozyty, stają się coraz bardziej skomplikowane.
Banki, reklamując swoje lokaty, koncentrują się na ich zaletach, a rzadko wspominają o dodatkowych warunkach. I czasami wprowadzają klientów w błąd.
Przykładem może być chociażby ostatnia kampania PKO BP. Bank ten promuje jedną ze swoich lokat, podając oprocentowanie 10,5 proc. Potem dodaje mniejszym drukiem, że to lokata zakładana na 1,5 roku, a jeszcze mniejszym, że oprocentowanie w skali roku wynosi 7 proc. A przecież oprocentowanie w skali roku jest standardem umożliwiającym porównywanie różnych ofert.
Emocje budzi też propozycja Nordea Banku – trzymiesięczna lokata z odsetkami 10 proc. w skali roku. Gdy jednak przyjrzymy się jej bliżej, nie wygląda już tak różowo. Warunkiem założenia depozytu jest posiadanie w banku rachunku i konta oszczędnościowego. Pierwszy z nich wiąże się z dodatkowymi kosztami, drugi nie należy do najlepszych na rynku. Do tego dochodzi dodatkowy warunek – maksymalna wartość lokaty nie może przekroczyć 10 tys. zł.