Zielona energia po staremu

Niemcy zwiększyli dotacje dla ekoprądu. Polscy przedsiębiorcy na takie wsparcie nie mają co liczyć

Publikacja: 24.01.2009 03:12

Zielona energia po staremu

Foto: Fotorzepa, BS Bartek Sadowski

– Biorąc pod uwagę wsparcie zielonej energii elektrycznej i biopaliw, nasz system jest optymalny, choć oczywiście nie ma takich, które nie wymagają korekty – mówi Zbigniew Kamieński, dyr. Departamentu Energetyki Ministerstwa Gospodarki. – Powinniśmy przeprowadzać zmiany dopiero wtedy, gdy rzeczywiście znajdziemy coś lepszego, a koszty nie przekroczą efektów.

Jego zdaniem nasz system zielonych certyfikatów dla energii elektrycznej daje optymalny efekt przy najniższych kosztach. Polega na tym, że dystrybutorzy energii muszą mieć odpowiednią liczbę świadectw pochodzenia energii ze źródeł odnawialnych (OZE). Dzięki temu producenci takiej energii zarabiają zarówno na cenie rynkowej prądu, ale i na sprzedaży certyfikatów (ok. 242 zł za megawatogodzinę) na giełdzie lub bezpośrednio dystrybutorowi.

Ale jeśli w 2010 r. 7,5 proc. energii ma pochodzić w Polsce ze źródeł odnawialnych, to przy rocznej produkcji 190 terawatogodzin oznacza to konieczność wytworzenia 14,25 TWh z OZE. Tymczasem w 2008 r. liczba zielonych certyfikatów w rejestrze świadectw pochodzenia odpowiadała połowie tej wartości.

Dyrektor Kamieński zgadza się natomiast, że trzeba poprawić system wsparcia dla producentów ciepła. Tu planowane są zmiany, m.in. wprowadzenie instrumentów wsparcia o charakterze podatkowym – zachęcających do stosowania kolektorów słonecznych i pomp ciepła. Czy będą to np. odpisy od podatków i w jakiej wysokości, nie wiadomo – system jest dopiero w fazie przygotowań.

Jakie źródła energii rząd chce wspierać w pierwszej kolejności? – Największy potencjał to biomasa (dlatego stawiamy na biometanownie), energetyka wiatrowa, mała energetyka wodna i – tylko w zakresie ciepła – geotermia i energia słoneczna – wylicza Kamieński.

Ale na wprowadzenie dotacji firmy nie mają co liczyć. W tę stronę poszli za to Duńczycy. Subwencje są finansowane z podatku energetycznego – ok. 50 koron (27 zł) za zużycie jednego gigadżula. Dotowane są wszystkie odnawialne źródła. Na przykład w opartych na biomasie to 0,4 korony (ok. 0,22 zł) za kilowatogodzinę. W przypadku turbin wiatrowych dotacje wynoszą 0,10 korony za kWh przez 20 lat.

Są też dotacje dla osób wytwarzających energię lub ciepło na własne potrzeby. Warunkiem jest, by taka osoba była w 100 proc. właścicielem siłowni oraz by pracowała ona tylko na potrzeby właściciela i znajdowała się w miejscu zużycia energii.

Za najlepszy system wspierania OZE w UE jest uznawany niemiecki. Nasi sąsiedzi ustalili stałe taryfy zakupu zielonej energii, aktualizowane co trzy – cztery lata. Wsparcie dla producentów ma trwać [b]20 lat[/b]. Od tego roku obowiązują nowe stawki.

– Taryfy za energię odnawialną są uzależnione od źródła, rodzaju technologii i wielkości instalacji – tłumaczy Anna Grzelak, menedżer zarządzania projektami Polsko-Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej. Najwyższe stawki dostają producenci energii solarnej – do 430 euro za MWh, energię geotermalną, wodną, wiatrową i z biomasy wyceniono na 160 euro za MWh. – Promowane są mniejsze instalacje. Niemcy są nasycone wiatrakami, więc priorytetem są inne źródła odnawialne – zaznacza Grzelak.

Komisja Europejska w raporcie z 2007 r. stwierdza, że we wszystkich 27 państwach obowiązuje inny system wspierania zielonej energii, bo kraje modyfikują subwencje w zależności od np. regionu czy zatrudnienia. KE ustaliła, że system stałych taryf i premii za sprzedaż zielonej energii stosuje 18 państw, zwolnienia podatkowe to podstawowe wsparcie w dwóch krajach.

– Biorąc pod uwagę wsparcie zielonej energii elektrycznej i biopaliw, nasz system jest optymalny, choć oczywiście nie ma takich, które nie wymagają korekty – mówi Zbigniew Kamieński, dyr. Departamentu Energetyki Ministerstwa Gospodarki. – Powinniśmy przeprowadzać zmiany dopiero wtedy, gdy rzeczywiście znajdziemy coś lepszego, a koszty nie przekroczą efektów.

Jego zdaniem nasz system zielonych certyfikatów dla energii elektrycznej daje optymalny efekt przy najniższych kosztach. Polega na tym, że dystrybutorzy energii muszą mieć odpowiednią liczbę świadectw pochodzenia energii ze źródeł odnawialnych (OZE). Dzięki temu producenci takiej energii zarabiają zarówno na cenie rynkowej prądu, ale i na sprzedaży certyfikatów (ok. 242 zł za megawatogodzinę) na giełdzie lub bezpośrednio dystrybutorowi.

Ekonomia
Stanisław Stasiura: Harris kontra Trump – pojedynek na protekcjonizm i deficyt budżetowy
Ekonomia
Rynek kryptowalut ożywił się przed wyborami w Stanach Zjednoczonych
Ekonomia
Technologie napędzają firmy
Ekonomia
Od biznesu wymaga się odpowiedzialności
Materiał Promocyjny
Fotowoltaika naturalnym partnerem auta elektrycznego
Ekonomia
Polska prezydencja to szansa, by zostać usłyszanym
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje