Warszawski indeks największych spółek zyskał w czwartek ponad 2,5 proc. Pozwoliło to polskiej giełdzie znaleźć się w czołowej dziesiątce najsilniejszych rynków świata. Od początku marca WIG20 zyskał już blisko 30 proc.
– Zapowiedzi kolejnych planów pomocowych na świecie zmieniły podejście inwestorów, którzy znów interesują się aktywami na bardziej ryzykownych rynkach. Także na polskim – mówi "Rz" Roger Monson, strateg rynków wschodzących z UniCredit CAIB w Londynie. Zmianę nastawienia potwierdza też nowa prognoza banku Goldman Sachs. Jeszcze niedawno wskazywał on, że za pół roku euro ma kosztować 4,9 zł, a teraz ma to być 4,5 zł. Ma temu sprzyjać m.in. wynik ostatniego szczytu G20. – Oczekujemy, że inwestorzy będą różnicować swoje podejście do walut w regionie. Najlepiej będą zachowywały się korona i złoty – oceniają analitycy Goldman Sachs.
Zdaniem ekspertów obecne zwyżki na rynkach w naszym regionie to w dużej mierze także efekt porażki, jaką ponieśli ci, którzy liczyli na dalszy spadek wartości lokalnych walut i giełdowych indeksów. – To już panika inwestorów, którzy w pierwszym kwartale mocno zaangażowali się w grę pod pesymistyczne scenariusze dla naszego regionu – mówi Wojciech Białek z CDM Pekao.
Jeszcze mocniej niż warszawska giełda rosły notowania spółek na rynku rosyjskim, który od początku marca wzrósł aż o 50 proc. Czy możemy mówić już o nowej hossie? – Na rynku rosyjskim musi dojść do korekty. Ale w najbliższych miesiącach rynek turecki, polski i rosyjski mają jeszcze potencjał wzrostu – ocenia Monson.
– W połowie roku WIG20 zbliży się do 2 tys. punktów – piszą w najnowszym raporcie analitycy DI BRE. Realizacja tej prognozy oznacza jeszcze kilkunastoprocentowy wzrost. Są też jeszcze więksi optymiści. – Poziom 1900 pkt zaatakujemy już w przyszłym tygodniu. Potencjał wzrostu jest dużo większy niż się wielu wydaje – ocenia Marek Mikuć, wiceprezes Allianz TFI.