[b]Rz: Ma pani w dorobku 108 zgłoszeń wynalazków i wzorów użytkowych. Jak wiele czasu na co dzień zajmuje pani ta działalność?[/b]
[b]Elżbieta Witczak:[/b] Nic nie powstaje jako wyjątkowa, nadzwyczajna, pojedyncza myśl, jakiś genialny przebłysk umysłu, który owocuje rewelacyjnym rozwiązaniem. To nie tak. Nie jestem jednoosobowym twórcą. W instytucie, który zajmuje się technologiami włókienniczymi służącymi bezpieczeństwu, kieruję interdyscyplinarnym zespołem. W trakcie prac pojawiają się nowatorskie rozwiązania zgłaszane do Urzędu Patentowego. Głównie działamy w dziedzinie balistyki, a nasze wyroby przeznaczone są do osobistej ochrony, np. przed pociskami czy odłamkami, i przechodzą długą drogę, zanim trafią do użytkowników. Nie jest to więc wyszukiwanie nowości na siłę. Nowe rozwiązania naprawdę powstają w czasie prowadzonych prac badawczych.
[b]Czy to ważne, by nowatorskie rozwiązania patentować? [/b]
To zależy od polityki każdej instytucji. Uważam, że wszystkie nowe rozwiązania trzeba chronić, bo tylko wtedy jest się pełnowartościowym właścicielem danej myśli technicznej. A to bardzo ważne, gdy na rynku zauważa się podróbki i trzeba walczyć o swoje prawa. Zawsze, gdy stwierdzałam, że ktoś przywłaszczył sobie nasze rozwiązania, kierowałam sprawę do sądu. Dochodziliśmy praw własności i dążyliśmy do odzyskania utraconych korzyści. Instytut, którym kieruję, prowadził kilka takich sądowych spraw, za każdym razem wykazując naruszenie własności. Zgłaszanie patentów nie jest więc sztuką dla sztuki, ale ważnym elementem zabezpieczającym przed nieuczciwą działalnością konkurencji.
W tej chwili także prowadzimy sprawę przeciwko firmie, którą złapaliśmy na podrabianiu naszych towarów. Chodzi o kwotę pół miliona złotych. Dla budżetu instytutu to bardzo dużo. Jestem pewna, że i tym razem odzyskamy to, co straciliśmy w wyniku naruszenia patentu.