Na rozpoczynającym się dziś szczycie przywódców państw Unii Europejskiej jednym z głównych tematów będzie ocena negocjacji na konferencji klimatycznej COP15. Trwająca w Kopenhadze konferencja ONZ ma przynieść umowę o redukcji emisji gazów cieplarnianych, która zastąpi po 2012 r. protokół z Kioto.
Do porozumienia jest jednak daleko. Szef chińskiej delegacji Su Wei ogłosił, że oczekuje od UE i Stanów Zjednoczonych większej redukcji emisji CO2. Rok temu przywódcy unijni zgodzili się na zmniejszenie emisji o 20 proc. do 2020 r. Jednocześnie zapewnili, że podniosą cel do 30 proc., ale postawili warunek. – UE podejmie takie zobowiązanie, jeśli inne państwa podejmą realne, porównywalne zobowiązania w Kopenhadze. My uważamy, że takich zobowiązań nie ma – powiedział w wywiadzie dla „Rz” były minister środowiska Maciej Nowicki.
Mimo to grono krajów, wśród nich Dania, Szwecja i Wielka Brytania, chce już teraz ogłosić wyższe cele. W Brukseli dojdzie więc do ostrych negocjacji.
Do szybkiego podjęcia zobowiązań namawia zwłaszcza Dania. Po skandalu wywołanym opublikowaniem tajnej propozycji porozumienia, którą mieli przygotować Duńczycy, teraz starają się oni załagodzić sytuację. Dokument wywołał bowiem ogromną krytykę państw rozwijających się, według których propozycja całkowicie zrywa z duchem dotychczasowych porozumień klimatycznych. Duński MSZ ogłosił więc, że przeznaczy w latach 2010 – 2012 ok. 160 mln euro na fundusz szybkiej pomocy dla najbiedniejszych państw dotkniętych zmianami klimatu. Według Danii fundusz potrzebuje z UE 7 – 8 mld euro.
Ujawnienie „duńskiego tekstu” wywołało także kontrowersje w gronie członków UE. Według brytyjskiego „Guardiana” propozycja była konsultowana tylko w wąskim gronie, m.in. z USA. – Nikt tego dokumentu wcześniej nie widział, my też nie – mówi Jacek Mizak, członek polskiej delegacji na COP15.