„Nie trzeba tańczyć, jak nam MFW zagra!” – piszą Węgrzy na forach internetowych. Podobnych komentarzy są setki. „Trzeba umieć powiedzieć nie”, „Dlaczego mamy akceptować coś bez żadnej dyskusji?, „MFW nie dba o nasze interesy tylko swoje!” – czytamy na popularnym portalu Mandiner.hu. Jeden z internautów napisał wprost: „Nareszcie ktoś miał odwagę odmówić dyktatowi Funduszu”.
– Międzynarodowy Fundusz Walutowy na Węgrzech ma bardzo złą markę. To nie jest popularna instytucja w naszym kraju – mówi „Rz” Agoston Mraz, szef instytutu politycznego Nezoponte. Powód? – MFW kojarzy się z czasami komunizmu, gdy w latach 80. mieliśmy ogromny dług państwowy i ówczesne władze zaciągnęły w MFW kredyt. Do dziś wielu ludzi jest przekonanych, że bardzo drogo nas to kosztowało.
I dlatego teraz trzymają kciuki za rząd Orbana – tłumaczy.
Zwolennicy prawicowego Fideszu – który w kwietniu tego roku przejął władzę, zdobywając ponad dwie trzecie miejsc w parlamencie – są przekonani, że Viktor Orban przede wszystkim dba o interes narodowy. I że zerwane negocjacje z funduszem wcale ich krajowi nie zaszkodzą.
– Zaraz będzie sierpień, nic w kraju nie będzie się działo. Potem będzie wrzesień i wrócą do negocjacji. Nikt na Węgrzech z tego powodu nie panikuje, z wyjątkiem socjalistów, którzy reagują histerycznie, twierdząc, że rząd zachował się niepoważnie, dopuszczając do zerwania negocjacji – mówi „Rz” dziennikarka Orsolya Zsuzsanna Kovacs.