[b]Rz: W Oranżerii Muzeum w Wilanowie od wczoraj otwarta jest wystawa stworzonej przez pana kolekcji fotografii.[/b]
[b]Cezary Pieczyński:[/b] Pokazuję 330 obiektów, blisko 50 autorów, około 60 proc. ekspozycji to dzieła polskich artystów. To wybór z dorobku intensywnego zbierania w ciągu mniej więcej sześciu lat. Najwięcej jest fotografii, najprościej mówiąc, awangardowej, którą od początku lubię najbardziej. Wcześniej kolekcjonowałem malarstwo i zresztą nadal trochę to robię, ale w pewnym momencie w naturalny sposób zwróciłem uwagę na fotografię. Pierwsze zdobyłem dzieła Bronisława Schlabsa. Wtedy można je było kupić za ok. 1 tys. zł. Dziś porównywalne prace kosztują 2,5 – 3,5 tys. zł.
[wyimek][link=http://www.rzeczpospolita.pl/pliki/kultura/artinfo3/kolekcja1.swf]Zobacz wirtualny spacer po Wystawie Fotografii Kolekcjonerskiej przygotowanej prze Artinfo.pl i Rempex[/link] [/wyimek]
[b]Czy to duży przyrost ceny?[/b]
W Polsce rynek fotografii rozwija się powoli. Z moich obserwacji wynika, może się mylę, że klienci naszego młodego rynku przesadnie cenią sobie unikatowość, wyjątkowość, co ogranicza rozwój handlu fotografią jako techniki powielanej. Stale słyszy się narzekania, że dzieła najwyżej cenionych klasyków polskiej fotografii z lat 50. lub 60. XX wieku nie mają wartości kolekcjonerskiej, ponieważ nawet nie mają podanego nakładu ani numeru kolejnej odbitki. W PRL nie istniał wolny rynek, dlatego autorzy nie określali nakładu. W praktyce wykonywali pojedyncze odbitki, które potrzebne były na wystawy. Teraz trafiają one na rynek. Faktycznie są to unikatowe dzieła, choć ich nakład nie został formalnie określony przez autora.