W minionym tygodniu zakończył się niezwykle udany dla inwestorów trzeci kwartał. Szczególne powody do radości mają akcjonariusze spółek z krajów rozwijających się, gdzie ceny wzrosły najmocniej. Reprezentujący je indeks MSCI EM zyskał aż 18 proc. Lepsze wyniki od benchmarku zanotowały tylko rynki w Argentynie i Turcji, gdzie ceny skoczyły o prawie 20 proc. Po drugiej stronie znalazła się giełda w Pradze, gdzie ceny zwiększyły się zaledwie o 2 proc.
Utrzymujący się popyt na ryzykowne aktywa sprawił, że wskaźnik rynków wschodzących znalazł się na najwyższym poziomie od dwóch lat, wyraźnie wychodząc ponad poziom kwietniowych szczytów, które do tej pory dość skutecznie ograniczały trend. Tym samym przynajmniej teoretycznie otworzył sobie drogą do dalszych zwyżek.
Wielu analityków przestrzega jednak, że rośnie spekulacyjny balon. Gdy spojrzymy na bieżące wyceny akcji w wielu krajach, faktycznie można odnieść takie wrażenie. Na preferowanej przez zagraniczny kapitał giełdzie w Indiach przeciętny wskaźnik cena do zysku wynosi obecnie 21,5, natomiast relacja ceny do wartości księgowej przekracza 3,6. Zwłaszcza poziom tego ostatniego może niepokoić.
Ale spójrzmy, do jakich wartości wskaźników doprowadzono podczas ostatniej hossy. W jej szczycie średnia wycena pod względem C/Z wynosiła 28, spółki zaś były wyceniane przeciętnie prawie siedem razy więcej, niż wynosiła ich wartość księgowa. Biorąc pod uwagę, że do szczytu hossy brakuje już tylko około 2 proc., można zakładać, że w najbliższych dniach możemy mieć rekord wszech czasów na tamtejszej giełdzie.
Pod tym względem zdecydowanie najlepiej wygląda rynek turecki, który ustanawia kolejne rekordy wszech czasów. Ale nie ma się czemu dziwić, skoro akcje na tej giełdzie są wskaźnikowo (C/Z 10,5 C/WK 2) tańsze niż jesienią 2007 roku, kiedy rynki się załamały (C/Z 11,4 C/WK 2,4).