– Warunki, jakie Bruksela stawia krajom unijnym starającym się o bezpłatne pozwolenia na emisję dwutlenku węgla, mogą być trudne do spełnienia – mówi „Rz" Krzysztof Żmijewski, ekspert branży. – Wydaje się, że reguły, jakie wybrała Komisja Europejska, mają utrudnić lub wręcz uniemożliwić otrzymanie tych uprawnień.
We wtorek KE opublikowała wytyczne, według których zainteresowane kraje – w tym Polska – mają przygotować wnioski o pozwolenia na CO2. Dokumenty muszą trafić do Komisji we wrześniu, a od ich zatwierdzenia zależy, czy firmy energetyczne dostaną bezpłatne uprawnienia. Bez nich drastycznie wzrośnie cena energii elektrycznej w Polsce, a budowę nowych bloków trzeba będzie wstrzymać.
Zdaniem Żmijewskiego niesprzyjający Polsce jest sposób uznania inwestycji w energetyce za faktycznie rozpoczęte. A tylko te bloki w elektrowniach, których budowa ruszyła przed końcem 2008 r., mogą uzyskać darmowe uprawnienia. – Bruksela wprowadziła określenie tzw. rozpoczęcia procesu inwestycyjnego. Ale zakłada ono, że firma energetyczna powinna przed końcem 2008 r. mieć już pozwolenia i kontrakty na budowę – mówi ekspert. – I niestety, to my musimy udowodnić Brukseli, że te pozwolenia były, a nie Bruksela nam, że ich nie było.
Jego zdaniem zaskakujące jest też oczekiwanie, że Polska udowodni, iż inwestycje w elektrowniach rozpoczęto nie po to, by dostać darmowe uprawnienia do emisji CO2.
Polskie władze zakładały dotąd, że darmowe pozwolenia będą mogły otrzymać firmy, które budują bloki w swoich elektrowniach o łącznej mocy ok. 15 tys. MW. Teraz wydaje się, że to będzie trudne. Gdyby elektrownia musiała kupić wszystkie pozwolenia na emisję dla bloku o mocy 1000 MW, to rocznie musiałaby na nie wydać co najmniej 100 mln euro. To oznaczałoby w praktyce zbyt wysokie koszty produkcji energii, a w efekcie brak opłacalności.