Z dużym rozbawieniem przeczytałam fragment raportu szanowanej w branży firmy doradczej Audytel o procesie sprzedaży Polkomtela. Oto zdaniem analityków proces sprzedaży operatora sieci Plus jawi się jako „przejrzysty" oraz postępujący zgodnie z ustalonym „harmonogramem", o którego kolejnych kamieniach milowych opinia publiczna systematycznie się dowiaduje.
Dlaczego jeszcze dziś uśmiecham się na myśl o tych tezach? Wyjaśniam. Słownik języka polskiego PWN definiuje „przejrzystość" w następujący sposób: przezroczysty, prześwitujący, łatwy do odgadnięcia, zrozumienia. Wiem, że Polkomtel został wystawiony na sprzedaż i wiem, że ma pięciu akcjonariuszy, a każdy z nich doradcę oraz, że od początku chęć kupna tej spółki wyrażał właściciel Polsatu, a potem także TeliaSonera. Wiem też, że mało kto potrafi odpowiedzieć na pytanie, z jakich etapów składa się transakcja, ani jaki jest jej harmonogram.
Wiadomo, że proces wystartował kilka miesięcy temu i że wybór inwestora ma się odbyć do końca czerwca. Czy te krańcowe daty wystarczą, aby mówić o przejrzystości procesu?
Co jest pomiędzy nimi? Wielka dziura. Raz jeden zarząd Polkomtela wyszedł przed szereg. Rzeczowo i konkretnie opowiedział o fragmencie procedury, w której uczestniczył. Zebrał za to cięgi i obecnie milczy. Podobnie jego służby PR.
Moim skromnym zdaniem to, że pojawiają się w ogóle informacje o kolejnych datach i przełomowych momentach procesu, to - ni mniej, ni więcej - zasługa mediów i części osób pracujących przy transakcji. Najwyraźniej uważają one, że tak duże transakcje nie powinny być przeprowadzane w cieniu, przykryte zasłoną dymną w postaci dokumentów o poufności (ponoć to one związały wszystkim ręce i języki). Kolegom po piórze, nie muszę tłumaczyć, jak wiele sprzecznych doniesień w sprawie transakcji codziennie dociera do naszych uszu. Najwidoczniej nie wiedzą o tym analitycy Audytela.