Inwestorzy zarobią dziś jedynie na zakupach pakietowych mieszkań w Warszawie i Poznaniu – twierdzi Paweł Grząbka, szef CEE Property Group. Wstrzymałbym się jeszcze w przypadku Wrocławia i Krakowa oraz Trójmiasta. W tych aglomeracjach średnie ceny mogą jeszcze spaść, po pojawieniu się na rynku nowych, tańszych projektów położonych na obrzeżach miasta – dodaje.
Pakietowe zakupy to jednak dziś segment bardzo trudny, nawet w stolicy. Transakcje, do których dochodzi sporadycznie, zwykle dotyczą indywidualnych inwestorów kupujących dwa, góra – trzy lokale. Podmioty instytucjonalne, które kiedyś kupowały mieszkania garściami, w ogóle nie interesują się rynkiem. – W czasie hossy Amerykanie, Kanadyjczycy, Irlandczycy, Hiszpanie kupowali mieszkania nawet ich nie oglądając. Teraz nie ma takich sytuacji, a przynajmniej my ich nie widzimy – zapewnia Bartosz Turek, analityk z Home Broker.
Przegrzany rynek
Nikt dziś nie liczy na wzrost wartości nieruchomości, przynajmniej w ciągu najbliższych lat, a to automatycznie blokuje większość pakietowych zakupów. Inwestorzy, którzy wchodzą w takie transakcje, chcą zarabiać na najmie.
Podczas gdy w latach 2006 -2008 do zakupów pakietowych zaliczano transakcje obejmujące powyżej 10-15 mieszkań, obecnie już 3-4 lokale uchodzą za pakiet. - Każdy deweloper szacuje koszty marketingu i sprzedaży - a zakup pakietowy obniża je, gdyż skraca czas komercjalizacji projektu. Dlatego deweloper może zaoferować niższą cenę mieszkania. Wysokość upustu zależy od projektu, segmentu rynku czy miasta – wylicza Łukasz Madej, szef firmy doradczej ProDevelopment.
Część deweloperów, zmuszonych do sprzedaży, np. by dzięki temu kredyt banku, który wymaga odpowiedniego stopnia komercjalizacji inwestycji, będzie gotowa do rozmowy o rabatach nawet przy 2-3 lokalach. Jednak inni deweloperzy w ogóle nie chcą o tym rozmawiać, by nie doprowadzić do obniżania cen albo w obawie, że lokale wcześniej czy później wrócą do sprzedaży.