Wkrótce po tym, gdy pojawiły się podejrzenia defraudacji w Greckiej Izbie Turystyki (EOT), w grudniu zlecono inspektorom kontrolę tej agencji. Dwóch rządowych przedstawicieli podało, że inspekcja ujawniła wiele niejasnych transakcji na łączną kwotę około 12 mln euro, a podejrzane działania miały trwać od 2003 r.
Według analityków w sprawę mogą być zamieszani przedstawiciele dwóch głównych partii w Grecji, składających się na wciąż niestabilną koalicję rządową.
Kogo kryją politycy
Cała sytuacja przypomina, że mimo wielu lat nadzoru międzynarodowego i starań kontrolowania wydatków państwowych, Grecja musi zmierzyć się z konsekwencjami swoich wcześniejszych działań. Niektórzy analitycy twierdzą, że to, jak Grecja poradzi sobie z sytuacją wokół EOT pokaże czy dwie partie, które w ciągu ostatnich 40 lat na przemian rządziły krajem – Nowa Demokracja oraz Panhelleński Ruch Socjalistyczny (PASOK) – chcą opanować korupcję w kraju.
- Jeżeli to okaże się wielkim skandalem, to zacznie się prawdziwe piekło. Może nawet dojść do upadku rządu - uważa Thanos Veremis, profesor historii polityki z Uniwersytetu Kapodistriasa w Atenach. - Opinia publiczna jest żądna krwi i ludzie mają rację. W związku z tym rząd nie może pozwolić sobie na to, aby nie zareagować. Lepiej, żeby podjął jakieś działania, w innym wypadku skończy się to jego upadkiem - dodaje.
Sprawa rzekomo brakujących pieniędzy w kasie EOT ujrzała światło dzienne zaraz po tym, jak oburzenie opinii publicznej wywołała porażka w wyegzekwowaniu należnych podatków od tysięcy Greków, posiadających w sumie ponad 2 mld dol. na szwajcarskich kontach bankowych. Podejrzewa się, że większość z nich ukrywała swoje dochody nigdy ich nie deklarując.