Decyzja o wartym 10 miliardów euro (13,08 miliarda dolarów) pakiecie pomocowym dla Cypru, uzależnionym od jednorazowego podatku od depozytów bankowych, wprowadza unię walutową na nieznane wody. W obliczu bankructwa kraju nowy rząd cypryjski zobowiązał się do wprowadzenia 10-procentowego podatku od wszystkich depozytów przekraczających 100 tys. euro, trzymanych w cypryjskich bankach, i 6-procentowego poniżej tej sumy.
Podejmując taką decyzję, strefa euro złamała ostatnie wielkie tabu w systemie finansowym. W Grecji część problemu została przerzucona na posiadaczy greckich obligacji. W Hiszpanii, Irlandii i Holandii straty ponieśli akcjonariusze nieuprzywilejowani. Przy każdej z tych okazji sektor finansowy głośno protestował, twierdząc, że takie działania mogą doprowadzić do rozpadu strefy euro. Za każdym razem jednak euro przetrwało.
Koszty przerzucone na ciułaczy
Dziś, gdy politycy posunęli się o krok dalej, obciążając kosztami bankowych ciułaczy, pojawiają się podobne ostrzeżenia o nadciągającej katastrofie. We wstępnej fazie kryzysu strefa euro wolała walczyć z problemami dłużnymi Starego Kontynentu, pożyczając rządom pieniądze czerpane od obligatariuszy i akcjonariuszy banków, przerzucając w ten sposób koszty restrukturyzacji na przyszłe pokolenia podatników.
Gdy jednak zadłużenie rosło, a wiara w stabilność finansową rządów malała, to rozwiązanie okazało się niewystarczające. Jeżeli pakt zostanie wprowadzony szybko, systemowy kryzys wydaje się mało prawdopodobny. Cypr jest rzeczywiście bardzo specyficznym przypadkiem, co podkreślają decydenci ze strefy euro. Jego problemy z długiem są tak ogromne, że nie sposób ich rozwiązać bez sięgnięcia do kieszeni klientów banków. Nawet po wprowadzeniu specjalnego podatku kraj wciąż będzie potrzebował 10 miliardów euro pomocy, co stanowi odpowiednik 60 procent PKB. Bez tego podatku kwota ta wzrosłaby do ponad 100 procent PKB, co jest poziomem absolutnie nierealnym.
Brak alternatywy
W przeciwieństwie do innych krajów strefy euro Cypr nie ma innej opcji na umorzenie długu. Większość rządowych obligacji została wypuszczona na rynku brytyjskim, co utrudnia ich kontrolowaną restrukturyzację. Obligacje krajowe są w większości w posiadaniu rodzimych banków; wszelkie straty jeszcze bardziej nadszarpnęłyby ich pozycję kapitałową. A banki, zasobne w depozyty, wypuściły niewiele papierów dłużnych, od których mogłyby dokonać odpisów. Jedyną alternatywą dla przedstawionego rozwiązania byłoby bankructwo kraju i prawdopodobnie wyjście Cypru ze strefy euro – taki scenariusz nakreślił w weekend prezydent Nicos Nicos Anastasiades. Alternatywny pomysł – lansowany przez niektóre państwa południowej Europy – że Cypr mógłby zostać uratowany przez bezpośredni transfer fiskalny lub dokapitalizowanie jego banków przez strefę euro, to czysta fantazja. Nawet gdyby było to prawnie możliwe, a nie jest, taki scenariusz jest nierealny z politycznego punktu widzenia. Wiele krajów strefy euro sprzeciwia się unii transferowej, a szczególnie ratowaniu kraju, którego system bankowy jest powszechnie podejrzewany o pranie brudnych pieniędzy.